sobota, 28 listopada 2015

Motywacja: Aleksander Doba - Polak, który przepłynął kajakiem Atlantyk.

  Była historia o pasterzu owiec, który przebiegł ultramaraton. Pisałem też o spotkaniu z Darkiem Strychalskim, który już po wpisie ukończył UltraMaraton Badwater 2014.
   Tym razem jednak będzie z nieco innej beczki. Wiesz, ile to jest z Europy do Stanów Zjednoczonych - z jednej strony 6 h różnicy w strefie czasowej, kilkanaście godzin lotu samolotem, lub też niezliczone mile morskie. Nie jestem specjalistą od żeglugi (choć patent starszego sternika motorowodnego posiadam), to nie mogę wyjść z podziwu, którego dokonał Polak, a o którym moim zdaniem mało się mówi. Aleksander Doba dokonał coś czego wielu nie było by w stanie sobie wyobrazić w najbardziej szalonych wizjach ludzkich możliwości. Nie będę tu porównywał Ultra Maratonów, bo to jest wyczyn z innej kategorii, ale jak każdy z prawdziwie ekstremalnych godny uwagi - przepłynięcie kajakiem Oceanu!


  Gdy pewnego ranka przeglądałem wiadomości w jednym z portali informacyjnych przetarłem oczy ze zdumienia, gdy ujrzałem jak Pan w podeszłym wieku robi coś o czym miliony ludzi mogą jedynie skwitować hasłami 'czapki z głów i szacunek'. Używając siły własnych ramion, mierzył się z falami, zdany na siebie, los nieobliczalnych sił przyrody, walkę ze swoimi słabościami, czy wytrzymałość pokładu. I mimo, że jego kajak został do tego celu specjalnie przygotowany na zlecenie, a do całego projektu podjął należyte przygotowania aby zminimalizować ryzyko niepowodzenia, jest godne uwagi, ale co jest równie godne. Dookoła niego tygodniami i miesiącami nie było żywej duszy.


  Jestem w szoku... jaką trzeba mieć wytrzymałość fizyczną i psychiczną, będąc zdanym wyłącznie na siebie, w obliczu przetrwania. Dowodzi to dla mnie tylko jednego - gdy chcesz przetrwać - liczysz na siebie - inni mogą Cię jedynie wspierać, jednak tylko od Ciebie zależy czy to co robisz będzie miało sens i od Ciebie zależy czy dotrzesz do celu, przesuniesz granicę, która wydawała się odległą galaktyką, a żadna kosmiczna technologia nie dawała przepustki jej osiągnięcia. Może to być Połówka, Ultra Bieg, IronMan Triathlon, czy jak w tym przykładzie, przeprawa kajakiem na granicy szaleństwa...
  ...Jednak co jest szaleństwem? To, że ktoś stawia się na granicy i kresu swoich sił, czy to, że ktoś ujarzmia swój potencjał w okowach wymówek pt. 'zacznę od jutra'? -na to pytanie odpowiedz sobie sam, jeśli chcesz odpuścić sobie kolejny trening... :)

PS. Jako ciekawostkę dodam, że Pan Aleksander dokonał tego dwukrotnie.

Ryzyko biegacza - co zrobić gdy zatakuje pies?

Idąc, może biegnąc do sedna zapytam wprost - miałeś kiedyś bliskie spotkanie 1-szego stopnia z czworonogiem?
Jeśli nie, to warto uzbroić się na zapas pamiętając o kilku zasadach, zwłaszcza, jeśli biegasz na podmiejskich terenach, gdzie możesz zetknąć się z mniej przyjaznym przyjacielem człowieka.

1) Gdy zobaczysz bezpańskiego psa wałęsającego się po okolicy, warto zwolnić krok, przejść do marszu, drugą stroną ulicy, ponieważ pies łapiąc Cie nagle w swoim polu widzenia może czuć zagrożenie jego przestrzeni i zareagować agresywnie.
 

 2) Gdy pies mierzy Cie wzrokiem nie wpatruj się w niego, możesz go zaprosić w ten sposób do     walki, jak się domyślam, nie chcesz aby skorzystał z tego zaproszenia.
 
3) Gdy pies zaatakuje, nie uciekaj, nie odwracaj się tyłem, stój zachowując zimną krew, a jeśli dalej atakuje tupnij, zacznij machać rękoma - dzisiaj ten punkt podziałał w moim przypadku na rozbieganiu gdy niczym piraci na pokładzie statku handlowego pojawiły się wyszczekane wilczury. 




 

4) Gdy ujadający delikwent wygląda na wyjątkowo agresywnego lub wiesz, że na trasie takiego możesz raczyć swoją obecnością, jedynym wyjściem jest gaz pieprzowy/rzucenie piaskiem po oczach/oblanie go wodą - lepsza taka inwestycja, niż lokata nerwów w kolejce na NFZ ze skaleczoną łydką.

5) Jeśli spotkasz właściciela, a ogoniasty był wyjątkowo agresywny warto zapytać czy był                  


szczepiony, gdzie jego kaganiec skoro bezpańsko wałęsa się po okolicy, w końcu Twoja adrenalina się podniosła wprost proporcjonalnie do zagrożenia, więc czemu takiemu delikwentowi miałoby to ujść na sucho?

6) Jeśli to co powyżej nie zadziała, a nabity mięśniami bydlak niczym  sklepy w Czarny Piątek na Ciebie sunie i nie zawaha się przed niczym, a Ty w oczach masz scenariusz filmu akcji, wspomnienia z wakacji, dyskoteki andrzejkowej z czasów podstawówki, to wiedz, że coś się dzieje - zegnij ręce w łokciach, przyłóż zaciśnięte pięści do szyi i klatki piersiowej pochylając brodę. To pozycja, która zapewni Ci względnie ograniczony uszczerbek na zdrowiu w tym czarnym scenariuszu wydarzeń.

Jak by nie było, zgadzam się z tym, że pies jest oddanym towarzyszem człowieka, jednak to  właściciele powinni być odpowiedzialni za to co mają pod swoim dachem, a biegacz mądry - zapobiegliwy przed szkodą.



wtorek, 3 listopada 2015

3 lata mineły... jak jeden trening.

 30.10.2012. Wtedy się zaczęło... Pierwsze buty, pierwsze treningi opisałem to dokładnie rok temu.
W tym wpisie nie będę powtarzał tego co dało dla mnie bieganie i czym dla mnie jest bo to wiesz dokładnie jeśli śledzisz mój blog :) Po części tym czym dla Ciebie i jednocześnie czymś innym dla mnie. W tym roku przekonałem się, że bieganie przybrało bardziej formę rywalizacji, a nie zabawy i czystej radości. Teraz kiedy mam więcej luzu treningowego nawiązuję do tego co było fundamentem bloga - relacje z zawodów i moje przeżycia, cieszę się samym faktem biegania. Nastawiłem się na wyniki, idąc za prądem poprawianych czasów. Poprawiłem w tym roku życiówkę na Orlen Warsaw Marathon do 36:42 na 10 km, nie wyobrażalnych dla mnie na początku przygody z bieganiem.


  Zwyciężyłem też w tym roku Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych.  Mimo, że powiało samo-pochwałką trochę, to cały czas mam na uwadze, że bieganie jest dla mnie inspiracją, do tego żeby rozwijać się w innych dziedzinach. Pozwala złapać dystans przez zwiększany dystans, o czym już wiecie :) Pozwala walczyć z kolejnymi wyzwaniami, a adrenaliny towarzyszącej zawodom ciężko zastąpić czymś innym. Pozwala szukać nowych wyzwań, buduje wiarę w siebie. Ale o tym już pisałem tu. Dlatego teraz przy okazji 3 lat biegania i 2 lat pisania bloga, chcę podziękować Wszystkim, którzy przebrnęli ze mną przez relacje, czasem do obłędu szczegółowe. Gdzie dzieliłem się opisami biegów po Mazurach. Pierwszego i jak na razie jedynego zaliczonego Maratonu w 2013 roku.



   W następnym roku - 2014, postawiłem sobie za cel bieg o perłę Narie. Rewolucja biegania do ewolucji w Triathlon już jako mój wyczyn i przełamania się w roku 2015.


  I tradycyjnie na przyszły rok szykuję kolejne wyzwanie. Jak się na tym przytomnie złapałem lubię coś sobie udowodnić na zawodach (a tak konkretniej raz do roku). Zatem trzymaj rękę na pulsie... tylko... pytasz po co? Bo pisząc o swoich wynikach, chcę inspirować też Ciebie do tego by po swojemu odnalazł sens biegania czy triathlonu jako pasji samej w sobie, czy pasji współzawodnictwa oraz otwierania się na kolejne wyzwania.



  Udowadniam Ci, że nie ma murów do obalenia,
Ból jest chwilowy, a satysfakcja wieczna...

Jesteś tu ze mną, 
Więc Jesteś...

 ZWYCIĘZCĄ!