czwartek, 13 października 2016

O co tu biega?

  Biegają, jeżdżą pływają... Jaki mają w tym cel? Jaki sens tej mody? Po co się tyle męczyć, pocić, układać plan dnia, aby dać sobie po grzbiecie zmęczeniem... Przebiec 10, 15 czy 20 kilometrów i czuć radość. Przejechać tam gdzie samochodem się nie chce i radośnie szczerzyć kły wraz z widocznymi migdałkami. Co z tego masz, po co Ci to? Co z tego, że poświęcasz na to tyle cennego czasu, który bezpowrotnie zniknie wraz z przecinkiem na mapie historii jakim jesteśmy.
  Inwestują pieniądze, wydają na sprzęty... co oni z tego mają? Latają, na zawody śmigają, co im odbiło? Które miejsce zająłeś, co wygrałeś, życiówkę pobiłeś? Czemu nie pierwsze?
  Znasz te pytania i rozterki? To dobrze, to świadczy, że jesteś w głębokiej fazie zauroczenia ze swoją ulubioną dyscypliną. Inni mogą zazdrościć, zastanawiać się co z Tobą jest? Czy wszystko z nim w porządku? A może pomylił tabletki?

Widok złapany podczas przygotowań do Maratonu trasa: Białystok - Supraśl 

  Wraz z postawieniem jednej nogi, postawiłeś drugą. Bo nie da się wejść do rzeki nieustannie stojąc na jednej, musisz się w końcu podeprzeć. Najpierw jedne zawody, a później drugie. Drugą nogą jest świadomość, że bez sportu żyć nie możesz lub padasz pod wpływem nurtu (kontuzja, bo za bardzo chciałeś), albo z nim płyniesz (bo to już Twój styl życia). I tak 90 % osób które raz wystartują w zawodach wracają z powrotem na miejsce startu, tyle, że po raz kolejny, kolejny i kolejny...



  Kiedy złamie Cię choroba, kontuzja, nieoczekiwany nawał pracy czujesz, że brakuje w Twoim planie kropki nad i, niby ogarniasz co się dzieje, robisz swoje, ale jakoś te samopoczucie nie jest takie jak powinno. Nie masz tej pełnej radości, jak ta gdy po treningu doznajesz uczucia totalnego resetu, a Twój sen po ciężkim dniu trwa dzięki temu krócej. Bez treningu jesteś bardziej leniwy, ospały, jakby gorzej zorganizowany. Zastanawiasz się dlaczego i odpowiedź nieustannie wraca - zajawka którą jest sport tęskni za Tobą, Twoim zaangażowaniem. Wtedy znowu bierzesz buty biegowe, odpalasz rower, wskakujesz do wody i czujesz się jak rekin pośród ławicy ryb. Czujesz, że jesteś królem życia, gdy przemierzasz dzięki swojej woli przestrzenie liczone w dziesiątkach i tysiącach kilometrów. Jednym razem dla samopoczucia innym dla sprawdzenia, jeszcze innym pokonania swoich granic czy spalenia podwójnego schabowego u cioci na imieninach.

Triathlon Ełk 11.09.2016 źródło: Triathlonpl.com
  Mam taką odważną teorię, że prawdziwi sportowi wariaci nigdy nie będą do końca rozumiani przez otoczenie. Z Twojego grona jedynie Ci, którzy sami mieli przeszłość sportową, styczność ze sportem, sportowca w rodzinie, przyjaciela sportowca lub przeżywają coś podobnego co Ty lub są skłonni do przekraczania swoich granic, stawiania swoich wyzwań, będą w stanie pojąć o co Ci BIEGA :-) Dlatego nie warto oglądać się na innych i biec po swoje, w końcu forma, zdrowie, szczęście i radość z życia na 200 procent w fotelu nie siedzi... Postawiłem więcej pytań niż odpowiedzi, po to byś sam zrozumiał moje przesłanie.

Z Pozdrowieniami na 200 procent - Zabiegany Kamil :)

wtorek, 11 października 2016

Strach się bać - jak lęk zamienić w siłe!

   Sierpień 2011, jez. Studzieniczne, woj. Podlaskie. Środek jeziora, chwiejna łódka, z piątką osób na pokładzie oraz dwiema wędkami. Płyniemy na tym pokładzie, a w między czasie jest wesoło, beztrosko, biesiadowo. Pomruk delikatnego wiatru, dźwięk wody odbijającej się od krawędzi łódki.
  Całość rejsu poprzedzała wieczorna impreza, tak się złożyło ilość tematów do rozmowy narasta wraz z głębokością przepływanego jeziora. Co ma piernik do wiatraka? A no to, że w tym momencie boję się wypływać, pływać, być w w wodzie gdzie stopy nie dotykają dna. Gdzie nie mam kontroli nad sytuacją, bo pływać umiem jedynie żabką prezydencką. Gdzie jak z naszej łódki wystają kawalerzy niczym dojrzałe kiełki z parapetowej doniczki - dosłownie - jest przeładowana, stąd podkręcam się jeszcze bardziej w obawach, myślach, że coś złego się stanie. Nie szkodzi to jednak aby wspólnie w myśl grupowej odwagi zrobić coś spontanicznego i wypłynąć tam, gdzie w razie wywrócenia łódki jest 'po ptokach' - przynajmniej w moim odczuciu.
  Z całego tego rozentuzjazmowanego (lubię to słowo) towarzystwa czułem się jak słoń w składzie porcelany. Lekko mówiąc wyglądałem nieswojo, a w środku roznosił mnie potworny lęk. Jak dorosły facet może czuć coś takiego? Przecież jestem na bezpiecznej łódce! To się nie mieści w głowie! Jeśli miałbym porównać wrażenia z filmu 'Demon' (thriller polski - polecam) to w wyobraźni kręciłem jego sequel! Sparaliżował mnie nieracjonalny strach, czułem, że narasta z każdą chwilą, a ja nie mogę nad nim zapanować... Jakie było moje zażenowanie, gdy koledzy zaczęli podkręcać atmosferę, roztrząsać tą łódką... Czułem się z tym okropnie...
Taki zestrachany wody byczek ze mnie był :P
   Macie takie zdarzenia w życiu które w mniejszym/większym stopniu odbijają na Was piętno? Czujecie wówczas pewną rysę na poczuciu wartości? Tego dnia nie wiem jak sobie z tym radzić. Jaka ulga, gdy wysiadłem dumny jak paw z Arki Noego po powrocie na ląd. Ulga i żenua (jako powszechnie znane francuskojęzyczne określenie) na splot zdarzeń o których chcielibyśmy zapomnieć.
  Październik 2011 pierwszy przełom. Zapisuję się na kurs młodszego sternika motorowodnego, tj. kurs po którego ukończeniu mamy uprawnienia do sterowania łodziami motorowymi 'motorówkami'. Poznaję teorię, ciekawe historie na wykładach o wyprawach żeglarskich, wilkach morskich, 'kisielku' jako ulubionej żeglarskiej pozycji menu - 'dumny paw' zamieniamy na 'paw' jako formę wyrazu resztek pokarmu wskutek zgwałconego błędnika przez kołyszącą się długodystansowym rejsem łódź. Szybko postanawiam przyswoić teorię. Pierwsza godzina praktyczna pływania w połowie października na zalewie dojlidzkim, temperatura powietrza jakieś 6 stopni. Czuję stresa jak stąd do Neptuna, gdzieś w okolice tej planety, Neptuna zaś, jako mitycznego boga wody w tym momencie wezwałbym aby usiadł mi na ramieniu i wbił do głowy oprogramowanie pt. "zrobię to". Nauczyłem się kilka rodzajów węzłów cumowniczych, ratowniczych, znaki i zasady w ruchu wodnym itd. Postanawiam odrazu zrobić patent starszego sternika. Po egzaminie teoretycznym, był praktyczny, oba zaliczone! Hurra!*
  Listopad 2013 pierwsza nauka pływania. Zapisałem się na doskonalenie pływania. Pierwsze zajęcia - po wypłynięciu na basenowe 3 metry paraliż. Daję radę przepłynąć dwa baseny, kiedy tydzień wcześniej przebiegam Maraton. Coś mi tu nie gra. Po kilku lekcjach czuję rezygnację...  ramiona, nogi w miarę zaczęły układać się do kraula, ale ja nadal czułem się w wodzie nieswojo. Trzy miesiące później jednak dałem radę przepływać 30 basenów! Czułem się jak następca Neptuna :)
 Grudzień 2014 filmik z Ironman na Hawajach:


 Oglądałem to jakieś kilkadziesiąt razy i nigdy mnie nie znudzi. Cały czas wywołuje we mnie wzruszenie. Gdzieś w głowie kiełkuje myśl... może triathlon?
 Kwiecień 2015 zapisuję się do Stowarzyszenia Nadaktywni o profilu triathlonowym. Szlifuję pływanie.
 Czerwiec 2015 zapisuje się na Triathlon w Białymstoku. 750m pływania/20 km rower/5 km bieg.  Triathlon ukończony, kiełkujące marzenie spełnione!


 Czerwiec 2016 biorę udział w Mistrzostwach Polski w Triathlonie w Suszu na dystansie sprint zajmując 68 miejsce.
 Sierpień 2016 przepływam jezioro Studzieniczne wpław. Koledzy na łódce, a ja płynę kraulem, 750 metrów za mną... 20 metrów głębokości pode mną, a tam dno i wodorosty brr :)


  Teraz cofnijmy się do 2011 roku na wodzie. Gdzie strach, lęk panował nade mną, a jedyną drogą przeskoczenia go było starcie, pełne zaciskania zębów, walk w głowie. Często pewnie niepotrzebnych. Dzisiaj mówię sobie w myślach, że 'zrobię to, bo oczekuję najlepszego' i to robię.
  Irracjonalność obaw zdumiewa mnie po dziś dzień ilekroć myślami wrócę do tamtych czasów. Dzisiaj to jest melodia przeszłości, za mną już 6 triathlonów w tym, w Ełku 3 miejsce w kat. wiekowej. Za mną Jakieś 100-200 kilometrów przepłyniętych w basenie i wodach otwartych. W planach na kolejny sezon start w triathlonie na dystansie 1/4 IronMan - 950 m pływania/45 km rowerem/10.5 km biegu. Dobra, koniec uprawiania auto-wazeliny. Przejdźmy teraz do sedna.

   Na tym przykładzie drogi czytelniku pokazuję Ci, że wszystko jest w Twojej głowie, jak decyzja o tym, czy przebiegniesz maraton, skoczysz na bungee, pojedziesz w tripa rowerem wzdłuż polskiego wybrzeża, wyrwiesz ósemkę, wyciśniesz 200 kg na klatę, nauczysz się lepić pierogi, albo łowić karasie. Nie ma dużych i małych lęków. Nie ma żadnej miary aby te lęki oceniać, klasyfikować. Jedynie Ty sam to czujesz, wiesz co Cie przerasta, głęboko w sercu pragniesz się z tym zmierzyć, czujesz, że wystarczy krok. Robisz to, to są Twoje małe sukcesy które Cię budują.


  Dlatego... pozwól sobie zostać architektem, wyobraźnię zamień w rzeczywistość i działaj bo najlepsza chwila by zacząć budować właśnie się zaczęła :)
 Zanim cały ten przełom nastąpił, pewnego wieczoru pełnego zamyślenia powiedziałem sam do siebie:

Orły przelatują nad zwątpieniem, więc opuszczaj gniazdo i do dzieła!

*od tego czasu, do dzisiaj ani razu nie miałem okazji popływać motorówką :P

piątek, 7 października 2016

Roztrenowanie - STOP bieganie - słodkie lenistwo po sezonie

  Masz gorsze i lepsze chwile, dni, treningi i kilometry za sobą. Czasami jesteś na fali zapalony entuzjazmem do sportu, wysiłku fizycznego startowania w zawodach, innym razem w dolinie ciemności masz ochotę rzucić wszystko w cholerę, bo już masz dość realizacji krok po kroku godnej 'faszystowskiego' reżimu regularności w treningach. Żeby tych górek i dolin było jak najmniej, a zejście z górek, oraz wspinaczka z dolin była jak najmniej dotkliwa z pomocą przychodzi roztrenowanie.
   Nasze ciało począwszy od budowania bazy tlenowej w okresach 'czasu zimowego' po nadchodzące z wiosną okresy startowe, chwilowym wyciszeniem organizmu na czas letnich upałów oraz ponownym stanem podwyższonej gotowości do jesiennych startów po tych kulminacyjnych momentach w formie zawodów, wieńczących włożone wysiłki musi znaleźć równowagę. Wyszło długie zdanie, ale czasem natłok myśli tak działa :)
   Roztrenowanie - jest okresem, w którym zupełnie lub w dużym stopniu rezygnujemy z uprawianej dyscypliny sportu (biegania, triathlonu itd.). Innymi słowy to odpoczynek. Po to aby nasza głowa, układ mięśniowy, nerwowy zregenerowały się. Człowiek z natury jest istotą potrzebującą naprzemiennych okresów wzmożonej aktywności i odpoczynku. Jeśli dodamy do tego połączenie pracy, intensywnej nauki oraz treningów, szczególnie tych, gdzie chcemy osiągać coraz lepsze rezultaty, czy w ogólnej klasyfikacji, czy bijąc własne rekordy - zostaje jedno. Nawarstwienie zmęczenia, które może objawić się na różne sposoby:
   Głowa - w moim przypadku po dwóch mocnych startach w Triathlonie w Ełku a następnie tydzień później Duathlon Makowski odmówiła wyjścia na trening. Odmówiła na zasadzie - nie chce mi się! Jednak jeszcze jeden start... - mówiłem sobie. Dam radę? Moje plany startowe zakładały udział w Hajnowskiej Dwunastce - bieg po terenach puszczy Białowieskiej. Odpuściłem jeden trening po Duathlonie, następnie kolejny, po prostu nie miałem ani chęci ani motywacji! Czułem rozdrażnienie aktualnym stanem rzeczy. Wzrost formy z tygodnia na tydzień był coraz bardziej zauważalny, a tu psikus. Nie zignorowałem jednak tych sygnałów, ponieważ głęboko wierzę w połączenie ciała i podświadomości. To co podpowiada subtelnymi sygnałami głowa to coś czego nie warto zignorować - oczywiści nie wtedy gdy jesteśmy już na arenie zawodów, wtedy zacisk dłoni i rura :) Przyjąłem ten sygnał jako wskazówkę po czym wraz z prowadzącym mnie Pawłem Kalinowskim postanowiłem zakończyć starty na ten rok. Ciężko podjąć taką decyzję u szczytu formy. Jednak warto... bo:


   Sygnał który daje nam głowa, psychika, ogólna niechęć (mówimy tu o niechęci po kilku miesiącach intensywnych treningów, w przeciwnym wypadku warto zrobić badania krwi etc.) to może być znak, że kolejne forsowanie się w treningach, po kilku mocnych startach może objawić się kontuzją jak np. Zapalenie Pasma Biodrowo Piszczelowego czy inaczej kolano biegacza. Opisywałem to w tym wpisie. Szczególnie jeśli jesteśmy pozbawieni porady trenerskiej czy specjalistycznej należy odpuścić trening w takich wypadkach dać organizmowi dojść do siebie, aby nie zrazić się do tego co kochamy najbardziej :)
   Najlepszym przykładem jestem ja kiedy porwałem się na Maraton Toruński niecały rok po rozpoczęciu przygody z bieganiem. Później jeszcze Półmaraton Mikołajów w Toruniu. Jakby było mało dorzuciłem Krakowski Bieg Świetlików. Nie mogło to się skończyć inaczej - pasmo biodrowo - piszczelowe dało o sobie znać i byłem wyłączony na ponad 2 miesiące z treningów.
 Kolejny przykład - kilku czołowych blogerów biegowych, kasujących kolejne zawody praktycznie z weekendu na weekend (kto interesuje się tematem wie o kim mowa) teraz pokutuje tygodniami za brawurę i chęć zdobywania za wszelką cenę kolejnych trofeów na zawodach. 


   Najważniejsze co chcę przekazać- roztrenowanie czyli 2-3-4 tygodnie luzu daje nam oddech, świeżość, głód do tego by włączyć się na świeżo, zresetować i z uśmiechem wyjść na trening, żądnym endorfin, radości, satysfakcji z bicia rekordów w kolejnym sezonie :)
  Korzystając z tej wiedzy, przykładów i niezbyt przyjemnych doświadczeń zachęcam Cię żebyś się zatrzymał w tym turbo-trybie, bo dodatkowy oddech to procent do 200 procent formy, lepiej ponarzekać pod nosem, że już koniec sezonu będąc u szczytu formy, nieco żałując, że trzeba się z nią na chwilę pożegnać, niż koniec sportu przez kontuzję na długie tygodnie :)