piątek, 27 grudnia 2013

Krakowski Bieg Świetlików - II miejsce w kat. wagowej M3 90+ - relacja

  Bieg pod osłoną nocy i ostatni z wyjazdów w tym roku. Zamarzyło mi się zawalczyć o coś więcej jak medal ukończenia biegu. Pojechałem zatem do Stolicy Małopolski skorzystać takiej sposobności - klasyfikacja na kat. wagowe. Była to dosyć ryzykowna próba, ponieważ zawody - rozgrywane o godz. 18 poprzedziłem 7 godzinnym wojażem. Nie szukam tu dziury w całym - jednak nogi w drodze zawsze się męczą. Pociąg był zatłoczony - wiadomo, okres świąteczny.
  W trakcie podróży widziałem wiele i nie chodzi tutaj o krajobrazy za oknem. Mieszanka podróżnych - od azjatów, kobiet z wózkami, myśliwych psami, przez rowerzystów, białorusinów-turystów, kończąc na mobilnym sprzedawcy 'piwo jasne, piwo jasne' + ja biegacz-odkrywca. Taka oto Świąteczna Śmietanka Towarzyska. A mówi się, że to w centrach handlowych panuje gorączka i totalne zamieszanie... :)
Nie byłbym sobą, gdybym nie złapał chowającego się słońca...w pobliżu kwatery.
  Docierając do grodu pod Wawelem, przesiadając na taxi, słyszę kilka ciekawych, miejscowych historii - w tym popularne 'poświęcenie miasta dla galerii handlowych'. Dojeżdżam do biura zawodów po pakiet startowy, a w nim m.in. t-shirt, świetlik, maść na stłuczenia.
  Melduję się do hostelu. Tym razem pokój dzielę z dwoma osobami - piwoszem-obieżyświatem Carlosem, Peruwiańczykiem z Niemiec i Pawłem - ławnikiem w sprawach rozwodowych z Warszawy. Czyli mieszanka różnych wymiarów co dla mnie jest już normą :) A że ludzie to byli kontaktowi, szybko zaczęliśmy dyskutować na wszelkie przychodzące do głowy tematy. Nagle zapaliło się światełko - gastro time. Wypadło na bary z zapiekankami na Rynku Nowym, okoliczne knajpy porezerwowane/obiady zamknięte. W każdej budzie do wyboru ponad 40 (!) wariantów. Brałbym wszystkie. Dawno nie jadłem tak na bogato przyrządzonej, lekkiej zapiekanki. I w zasadzie słusznie, trzymając tego dnia dietetyczny fason. Nawrotka do lokum, krótka drzemka, następnie kierunek -> miejsce startu.
Start przy Hotelu Forum, rozświetlona Wisła w tle.
  Tak jak w dzień słonecznie +5, tak wieczorem złapał przymrozek, a bulwary przy Wiśle, przez które prowadził bieg spowiła warstwa lodu. Zaniepokoiło mnie to, gdyż takie warunki mogą nie sprzyjać kręceniu przyzwoitych czasów, czy robieniu zrywów by urywać rywali na trasie. Adrenalina zaraz wzięła nad tym górę, z każdą minutą coraz bliżej ustawienia się przed startem. Kończę rozgrzewkę i  pozdrawiam Mikołaja - Półmaratończyka z Torunia, truchtającego w pobliżu.
  Stoję już na starcie między 'oświeconymi', wszyscy bez wyjątku mieli na sobie element świecący - uwagę najbardziej przykuł jednak zawodnik przebrany za balon, coś jak ten widokowy nie opodal leżący przy brzegu Wisły. Jak dla mnie faworyt do wygrania klasyfikacji na najbardziej odjechany strój. Był jeszcze Mikołaj w choinkowych światełkach czy rozświetleni Krzyżacy. Zaintrygowanie to przełamał głos spikera, rozwijający zapowiedź: kto biega wiosną ten biegać lubi, kto latem: lub i jest wytrwały, kto jesienią ten: jest wytrwały i ma zapał, zimą zaś - jest człowiekiem z charakterem (pisze te słowa z pamięci, pewnie coś przekręciłem :). Tym uroczystym wstępem po wystrzale JEDZIEMY!
Świetlna gąsienica - biegacze jej kręgosłupem.
   Sprawnie łapię czołówkę biegnących. z tempem ok. 4:00/km. Szybko więc wypracowałem sobie sporo luzu w okół siebie bez lawirowania slalomem jak na Półmaratonie Mikołajów. Czołówka oświetla mi pierwsze odcinki kamienistej nawierzchni. Po przebiegnięciu ok. 2 km, na rozległym wirażu, zawiesiłem oko na okazałych iluminacjach, które z daleka dawały jeszcze mocniejszy efekt. Wyglądało to jak pociąg świetlny, relacji START-META na trakcji 'Bulwar Wołyński'.Przemykam dalej, co zaskakujące zaczęła łapać mnie lekka kolka, o tyle dobrze, że na krótko. Pojawia się pierwszy ostry łuk z nawrotką i kamienistym podbiegiem. Były to około 3 km, przy tym tętno wykręciło mi już na 93 %, co tylko świadczy jak intensywny był początek zawodów. Wymagający podbieg wynagradza odcinek po kładce nad Wisłą, biegło się po niej jak na autopilocie z luzem i automatem w nodze. Rzucam okiem na pulsometr: 4 km, 16:30 min, za szybko. Zacząłem już odczuwać w płucach każdą kolejną upływającą minutę. Redukuję bieg, tempomat ustawiam na tempo 4:15/km. Pozostali biegacze, biegnący u boku, zaczęli chyba jeszcze mocniej, bo mimo lekkiego zluzowania, spokojnie wyprzedzam kolejnych zawodników.
Ja na drugim planie, gonię po Puchar :)
  Połowa dystansu z głowy. Czołówkę nakierowuję w górę - para przyspieszonego oddechu z wiązką światła ograniczały widoczność. Mijam zawodnika 'IronBody', zapytał: Na ile lecisz? - 4 dychy. Po oficjalnym potwierdzeniu długości trasy zamiast 41 min, planowałem zawody ukończyć poniżej 40 min. I tak sunę dalej szukając punktu zaczepienia równego tempa. Od 6 km biegnę już na totalnej pompie. Czułem się jak balon, lecz lecący równo i do przodu :) Mijam kolejny kilometr. Biegnę razem z Patrykiem, przez dobre kilka minut trzymamy podobne tempo, na zmianę wysuwając się do liderowania. Stwierdziłem: przede mną może być jeszcze kilku zawodników z mojej kat. wagowej - czas więc wejść na wyższe obroty. Łapię wiraż z podbiegiem - zaliczam pechową glebę - o tyle szczęśliwie - poszedłem karkołomnym wślizgiem... na podsumowanie rzucając pod nosem soczyste K**WA MAĆ! W złości, przyspieszam jeszcze mocniej - 1.5 km do upragnionego już końca!
  Nieoczekiwanie dościga mnie 'IronBody'. Wtedy stwierdziłem: jestem maszynistą tego pociągu i nie mam zamiaru wypadać z toru na ostatniej prostej! Zbieram rezerwy sił, przed tym rzucając pytanie:' a Ty na ile lecisz? -Nie mam pojęcia'. Wystarczyło to, żebym wystrzelił jak z procy.
  Ostatnia prosta + podbieg z zakrętem pod górkę i jesteśmy w domu. Wyprzedzam jeszcze kilku zawodników. Pozostało kilkaset metrów... których przemierzanie trwało jak cała wieczność. Jednak nigdy jeszcze nie byłem tak zdeterminowany, przepełniony sportową złością i pewien - utrzymam swoją pozycję do samego końca. Przed Metą jeszcze trzymam jak się da ostatkiem sił tempo I JESTEM! 40:19 min. Jestem uradowany, na szyi wije się już medal, chyba najładniejszy w dotychczasowej kolekcji. Odnalazłem się z Patrykiem, z którym ładnie kręciliśmy równe tempo, wspólna piona i gratulacje.
  Sprawdzam sms z wynikami: Kat. Open 29/605, M3-2 Jest PIĘKNIE :) W kocach termicznych, kierujemy się na depozyty i po piwko (w pakiecie). Czekając na dekorację wspólna wymiana biegowych doświadczeń i po chwili dekoracje na lodowisku!
II Miejsce, w ręku wybiegany Puchar i Dyplom.


   Wyczytany dumnie wkraczam na podium. Otrzymuję puchar + dyplom. Gratuluję zwycięzcy dopytując o wynik - 38:32, 15 lat biegowego stażu. Miałem chrapkę na zwycięstwo w swojej wadze, lecz wiem, że urwanie jeszcze prawie 2 minut to jak dla mnie poziom nieosiągalny na ten moment.

Zgadnijcie, co przyciągnęło uwagę? ;)




  Dałem z siebie tytułowe 200 %... Był to dla mnie najbardziej wymagający bieg do tej pory. Nie czułem takiej intensywności w żadnym w dotychczasowych startów. Motywację jednak miałem wyższej wagi - i co chciałem - osiągnąłem - wróciłem z nad Krakowskiej Wisły z wyróżnieniem, pucharem którego zdobycie w biegach, było moim małym marzeniem.
Do usłyszenia!

Jeszcze garść obrazków na koniec:
Zwycięzca najładniejszej iluminacji (tak, to ten bez kijków).
Człowiek - świetlik.

Foto z serii byłem tu: 'Rynek Główny', na 10 minut przed pociągiem i gonitwą na dworzec.






















Kilka powodów do dumy...

piątek, 20 grudnia 2013

Najdłuższa noc w roku - po puchar na Krakowski Bieg Świetlików!

  Już jutro o godz. 18 w Krakowie, na bulwarze Wołyńskim 750 świecących przykładem zdrowego trybu życia biegaczy wystartuje w rywalizacji na 10 km. Edit: oficjalnie 9.4 km. W tym ja jako jedyny reprezentant Białegostoku, postanowiłem zasilić to zacne grono Świetlików.
   Miałem już w tym roku odpuścić, po 10 km Białystok Biega, po Maratonie w Toruniu, po Biegu Niepodległości w Białymstoku, po Półmaratonie Mikołajów w Toruniu. Tak się rozkręciłem... ale stwierdziłem, jeszcze nie luzuję. Zwłaszcza, że ten bieg właśnie, po stronie Wisły bliżej jej źródła, będzie niepowtarzalny. Niepowtarzalny z tego względu, że oprócz kat. open, wszystkich biegaczy, kat. wiekowych itp. tj. standardowych, będzie również klasyfikacja w kat. wagowych. Jest to w pewnym sensie ukłon w moją stronę. Gdyż jak na biegacza prezentuję wagę ciężką (91 kg). O tyle ciekawie się zapowiada, ostatnią kat. wagową zamyka właśnie liczba 90. Bez chwili namysłu stwierdziłem, 'jeszcze ten jeden raz', w tym sezonie, z pewnością warto. Będę miał okazję powalczyć o czołowe lokaty na swoim poziomie lekkości. Nie ukrywam, że marzy mi się puchar, który można zdobyć stawiając jako pierwszy stopę na mecie w swojej wadze. Biorąc pod uwagę moją aktualną życiówkę na dychę (41:14 min), zrobię co w mojej mocy, by pokazać że Ci więksi, też mają power w nogach, a kilogramy, które mam, mogące kojarzyć się raczej ze sportami 'cięższego kalibru', znajdą przełożenie na czas, bijący moją życiówkę. Plan mam ambitny, bo trasa będzie dla mnie zupełnie nowa, to jedno, w ciemnościach drugie, zupełnie płaska trzecie.


   Do tej pory na Białystok Biega oraz Biegu niepodległości miałem okazje mierzyć się na trasie o zdecydowanie szybkim profilu, w większości z górki. Tutaj cały bieg wzdłuż Wisły + podbieg po schodach. Wiem, jednak, że nic mnie nie powstrzyma, żeby pobić 41 minut i zrobię wszystko co sił moich w nogach, żeby ten czas osiągnąć. Prowadzić mnie będzie czołówka którą opisywałem na blogu wcześniej. Oraz luminescencyjne 'łyżwy'. Oby te akcesoria przyniosły mi szczęście...


START o godz. 18:00. 18:41 melduje się na mecie, albo sam sobie zrobię karnego jeżyka :P
Tymczasem do usłyszenia! I zobaczenia po powrocie!

środa, 11 grudnia 2013

3669 Mikołajów ulicami Torunia - I Pólmaraton zaliczony!

 Tak jak do zawodów czas się dłuży, czeka się z niecierpliwością, tak sam bieg, trwa dość krótko i mija szybko. Przeżycia z tego spontanicznego wyjazdu są intensywne. Warte szerszego niż dotychczas opisania tu na blogu. Zapraszam do lektury.
  Do Torunia zawitałem w sobotę planowo, po godz. 20. Co w związku z atakiem zimy i renomą PKP jest dość miłym akcentem. Nie chwaląc dnia przed zachodem słońca, bo powrót nie był tak różowy... Ciekaw byłem jak na Kujawach wygląda atmosfera pogodowa. U nas śniegu nie brakuje i jak się okazało tam również, lecz nie tyle by się zakopać :) Ok. godz. 21 odebrałem pakiet startowy w biurze zawodów tj. czapeczka, koszulka, batoniki i zwyczajowo garść bonów, zniżek, reklam. Następnie ---> hostel. Trzeba było podpytać o drogę i co ciekawe na kilka zagajonych osób większość to turyści w podobnym do mojego stadium zorientowania w terenie, w końcu trafiłem na pomocnego Toruńczyka. Zameldowany.
Iluminacje, na Placu Starego Rynku.
  Po zakwaterowaniu, wstąpiłem do spagetherii na coś ciepłego, oczami wyobraźni pochłaniając przeróżne dania z menu, zanim zająłem miejsce. Poznałem tam grupkę ciekawych ludzi z Łodzi. Przyjechali do Torunia na kolację, by w niedziele jechać do Warszawy. Po kolacji, wracam do pokoju, gdzie zastałem dwie azjatki. Zrobiły rentgen mojej osoby od stóp do głów. Wyraz twarzy - jakby zobaczyły człowieka z innej planety :P Przywitałem się, wskoczyłem w strój sportowy i rozruch na miasto.
  Przemierzam Rynek staromiejski wzdłuż i wszerz, przy pomniku Kopernika. Toruń po godzinie 22 - centrum jakiego nie znałem do tej pory... Zaczepia mnie pewien gość. 'Masz ochotę na 'taneczne show' w nowym klubie 'Y'? Wjazd tylko 25 zł'. Zrobiłem 450 km, by dzień później rano, wypoczęty przebiec Półmaraton, a delikwent proponuje imprezę z resetem portfela i moralności do bladego świtu z after party włącznie. Super, ale dzięki. Kilka metrów dalej podobnie. Dziewczyna z różową parasolką zachęca mnie bym nie szedł do klubu 'Y', tylko do knajpy 'X', bo są jeszcze lepsze tancerki, gratis drink i inne cuda. Jednak po chwili stwierdziła, że 'jestem zbyt sympatyczny' i 'nie będzie mnie namawiać na taneczne show.' Rozbawiło mnie to. Nawrotka i do spania.

  Pobudka 8:30, ładunek emocji wyrwał mnie z łóżka. W kwaterze była jeszcze Wiktoria z Poznania, również startująca w Półmaratonie. Szybko zgraliśmy się, wspólnie wybierając się na start.
  Wskakujemy na pokład autobusu wiozącego zawodników na linię startu. Wszyscy pasażerowie, w czapeczkach, czerwonych koszulkach. Jak to biegaczom, humory wszystkim dopisywały.
Mikołajowe zagęszczenie w autobusie.
  Docieramy na start, oczom ukazuje się piękny nadwiślański most, wraz z przyległymi wiaduktami, o dł. 4100 m (!). Miał on zostać otwarty z okazji XI Półmaratonu Mikołajów (lub odwrotnie ?:). W międzyczasie zaczynamy rozgrzewkę, a na termometrze 4 na minusie... Po wejściu na most, z chłodem rzeki, było wręcz lodowato.
\/
   Złożenie depozytu, kilka pamiątkowych fotek i ustawiamy się na starcie. Trzeba było żwawo
przeciskać się do przodu, prawie 3700 starterów, to już nie jest kameralna impreza. Zatrzymałem się ok. 500 m od linii startu. Nie szło się ustawić dalej. Rozglądam się w okół, spoglądam w górę, helikopter zdalnie sterowany, uwiecznia ten niezwykły moment, jak cały most wypełnia ogrom ludzi w strojach Króla Laponii. Nagle coś mnie szturchnęło w plecy. Odwracam się, ludzie robią miejsce dla biegającej grupy Spartanie Dzieciom dzidy, hełmy z pióropuszami + peleryny, zupełnie jak starożytni wojownicy. Nastąpiło odliczanie... 10-9-8...

...3-2-1 START!
  Jak wspomniałem 0.5 km przede mną było mnóstwo ludzi. Zanim minąłem linię startu upłynęło dwie i pół minuty! Dla mnie, nieopierzonego jeszcze w zawodach było to niekomfortowe. Miałem chęć zerwania się do szybkiego startu, a trzeba było kombinować jak wyprzedzić bokami, krawężnikami, tych którzy biegli wolniej. I tak rozpoczął się kilkunastominutowy slalom gigant, tyle, że bez nart.
Nie pytajcie nawet, gdzie jest Wally ;)
  Mijam 2 kilometr, robi się nieco luźniej, wciąż jednak trzeba zwracać uwagę by o kogoś nie zahaczyć. Trudno skupić się optymalnym tempie, m.in. przez liczny tłum, skupiony na wąskim odcinku drogi, było ono sporo niższe od zakładanego. Niepokoił mnie w dodatku pełny pęcherz, gdyż przed startem wypiłem sporo płynów.
Te ujęcie oddaje poziom zagęszczenia tłumu, a gdzieś po lewej stronie - ja, przemykający w drodze po lepsze miejsce :)
  Ok. 2,5 kilometra, można w końcu skupić się na zakładanym tempie, ponadto wrzucić 5 bieg z górki. Ten malowniczy odcinek, wzdłuż biegu Wisły, ciągnął się przez ok 1.5 km. Sporo urozmaiconych widoków cieszyło oko. Z lewej brzeg rzeki, prawa stron - forteca Starego Rynku.
Kciuk w górze na znak zwolnienia hamulca w formie tłumu ;)

  Następnie wkroczyliśmy na Stary Rynek. Zastając żywo dopingujących obserwatorów i mnóstwo obiektywów aparatów. Co ciekawe mijałem nawet tych którzy zachęcali na 'taneczne show', ubiegłego wieczoru :) Żwawo przebrnęliśmy alejkami Rynku, kotwicząc na wylotówkę na obrzeża miasta. Profil trasy się na chwilę ustabilizował, lecz zaraz znowu pojawiały się podbiegi.
Wbiegamy do lasu, ok. 9 km. Tu już lepiej patrzeć pod nogi, sporo nierówności, jeszcze wężej niż na jezdni. Trzeba się napocić żeby dalej móc wyprzedzać. Wyprzedzam i wyprzedzam, lecz nagle zatrzymuję się za potrzebą... Kosztowało mnie to jakieś cenne 60 sekund. Zapamiętałem mniej więcej z kim biegłem wcześniej, wziąłem się więc za odrabianie strat. Tempem o 15 sekund szybszym na km niż przed pit-stopem. Interesujące, że ilekroć zdarzy się coś krzyżującego mój plan (tu:przerwa na siusianie), później daję z siebie wszystko, na 200 %. Nie inaczej było w tym przypadku. Leśna ścieżka, zamarźnięta, zewnątrz otoczona śniegiem, co jakiś czas przecinana słonecznym światłem, wdzierającym się przez szpary w ścianie drzew, wraz ze zmrożonym powietrzem budowało swego rodzaju klimat. Słońce, słońcem, ale Hawajczyk w spodenkach, bez koszulki to już był kompletny odjazd:
'Biegowa armia'
  Wypatrywałem wciąż kompanów 'mojego z mojego pułapu', zgubionych na 12 kilometrze. I nic. 18 km, wybiegliśmy z lasu, zmiana nawierzchni, ponownie nogi wita asfalt. Bardzo odczułem to w zmęczonych już nogach. Był to ból wymieszany ze zmęczeniem, niespotykane dotąd dla mnie i bardzo nieprzyjemne uczucie. Odwróciłem od tego uwagę, gdy na 19 km doganiam wyższego Pana w czapeczce, obok którego biegłem ramię w ramię kilkanaście minut wcześniej. Suniemy równo, ale tylko jakieś 800 m. Włączam 6 bieg. Zostało niecałe 1.5 km do mety. Wkurzyłem się, kiedy wybiegnięciu na szosę, znowu był kawałek lasu wymieszany z męczącymi stromymi podbiegami, ale złość przełożyłem na jeszcze szybsze tempo. Wybiegliśmy na uliczkę, z której zabierały nas autobusy na start. Za chwilę Stadion Miejski, a na nim już meta. Mijam jeszcze delikwenta przygotowanego do wygrania konkursu na najbardziej pomysłowy strój... (foto na końcu relacji).
  Ostatnie 500 m jestem już wypompowany, na oparach chęci. Wbiegając na stadion, rozgorzali kibice sprawiają, że dociskam jeszcze ile fabryka dała, ile w rezerwie zostało. Chcę biegnąć wewnętrzną krawędzią bieżni, jednak jest zbyt ślisko. Łapię środkowy tor, patrzę przed siebie: do wyprzedzenia jest ok. 15 osób. Wóz albo przewóz - sprowokowali mnie :P Zasuwałem jeszcze szybciej, korzystam z dobrodziejstwa długich nóg do sprintu i zwiększenia szans na finiszowych metrach. Dzięki temu na końcowej prostej wyprzedzam zawodnika na czele wspomnianej grupy. Zadowalający FINISZ!
   Ukończyłem swój I Półmaraton z czasem 1:37:05 h, co dało mi 290 miejsce z 3669 startujących w kategorii Open i 40 z 446 w kategorii wiekowej M25. Gdyby nie fakt wymuszonego postoju, byłoby lepiej, ale i tak jest jak NAJBARDZIEJ OK. Mam pole do pobicia tego czasu w przyszłym roku!
Medalowy dzwoneczek, wydzwoniony I Półmaraton przeszedł do historii :)
   Przekroczyłem upragnioną linię mety...  ciepła herbata, kilka pamiątkowych zdjęć. Nagle podchodzi do mnie reporterka z TV pytając o wywiad. I tak udzieliłem kilka konkretnych odpowiedzi, co zarejestrowała kamera :) Opublikuję go w czwartek.
  Spotkałem znajomych, Marcina i Bartka, poznanych na XXXI Maratonie Toruńskim. Wymiana spostrzeżeń. Jednak każdy myślał żeby się troche rozgrzać, gorąca herbata, następnie ciepły posiłek, na terenie stadionu. Z tłumu wyłapałem też współlokatorkę Wiktorię. Po ostygnięciu mięśni  stwierdziliśmy, że do hostelu przetransportujemy się o własnych nogach, ciepłe gastro to za mało na rozgrzanie takich Mikołajów jak My :)
  Kilka słów odnośnie kompresji na uda firmy Compression Zone, otrzymanej na testy z klubu biegowego Pędziwiatr. Początkowo dobrze trzymała się na udach, przez kilkanaście minut. Po tym czasie zsunęła się w okolice kolan, zrolowała i tam została. Nie można było nic z tym zrobić, ani przywrócić jej na pierwotne miejsce w czasie biegu. Zupełnie nie spełniała przez to swojej domniemanej funkcji. Na ile to było spowodowane wysokim tempem biegu, a na ile kwestią dopasowania rozmiaru, sprawiała raczej wrażenie osłony na kolana, a nie opaski kompresyjnej. W każdym bądź razie sprzęt ten jak dla mnie nie zdał egzaminu.
 Kończąc sprawozdanie, mimo że przyjechałem do Torunia w pojedynkę, na każdym kroku praktycznie w każdym miejscu spotykałem interesujące osoby, z którymi można było nawiązać rozmowę i wymienić się poglądami. Było to dla mnie budujące doświadczenie, które bardzo miło będę wspominał.
I jeszcze kilka fotek na deser:
No bliźniacy, to który jedzie do Laponii?


Szturmowi grupy 'Spartanie Dzieciom'.

Zawsze znajdzie sie wariat, a były Renifery, Śnieżynki, Piżamy i biegające Choinki..

Miejsce kumulacji odcienia czerwieni :)
PS. Co do 'nie tak różowego powrotu PKP'. Pociąg powrotny w Toruniu był opóźniony 10 minut. W Warszawie przesiadka opóźniona kolejne 70 minut. Pomijając ten fakt. Wsiadam do wagonu, rozglądając się miejsca, oznaczonego na bilecie. W rzeczywistości to był wagon z zaczepami na rowery, gdzie siedzieli jacyś Rumuni. Byłem na tyle zmęczony, że chciało mi się tylko wymownie zaśmiać pod nosem. Wraz z kilkoma 'mile zaskoczonymi' ulokowaliśmy się w innym przedziale. I tu kolejna niespodzianka... z rozkładanymi siedzeniami :)

czwartek, 5 grudnia 2013

Święto biegania na tysiące dzwonków – Półmaraton Świętych Mikołajów (8 XII, Toruń)

  Pierwszy półmaraton, a zarazem trzeci z długich dystansów, które zaliczę w swoim pierwszym sezonie startowym. Do tego czasu mam już kilka przemyśleń, planów co do tego w jakim kierunku pójdzie moja biegowa przygoda w nadchodzącym roku. Poukładałem priorytety biegowe, ale o nich napiszę szerzej po powrocie ze startu w Toruniu. Wracając do tematu pod mikołajowym nagłówkiem.
   8 XII wezmę udział jak sie okazuje nie w ostatnich, a przed ostatnich zawodach w tym roku. Będzie jeszcze wyjazd do miasta Smoka Wawelskiego (czym też podzielę się wkrótce).
  Po okresie 2 tygodniowego roztrenowania (gdzie i tak w drugim tygodniu zrobiłem kilka rozbiegań :), poczułem wewnętrzny impuls, który ciągnie mnie do ruszenia swoich czterech liter na kolejny start, by następny raz przeżyć atmosferę zawodów, buzującej adrenaliny, ogromu emocji...
 Skusił mnie fakt, że jest to 1/2 Królewskiego dystansu, a w mojej niedługiej przygodzie startowej, na liście wyników brakuje dopisku z odległością 21.1 km. Chcę się sprawdzić jak wygląda u mnie samopoczucie na 'połówce', przy okazji mieć przetarcie przed przyszłorocznymi zawodami. Nie chcę karkołomnie śrubować życiówki, po przerwie w intensywnych treningach wkradło się lekkie rozleniwienie, więc będzie to swego rodzaju luźny sprawdzian.


  Podoba mi się pomysł i otoczka całej akcji związanej z tym biegiem. Gdzie każdy otrzymuje uniform w pakiecie startowym w składzie: czerwona koszulka, mikołajowa czapeczka, a na koniec biegu wg. Toruńskiej tradycji piękny, jak na moje oko medal. Zachęcająco też brzmi fakt podjęcia próby pobicia rekordu Guinessa. W jednoczesnej rozgrzewce poprzedzającej wystrzał startera, prawie 4600 osób w strojach króla Laponii będzie wykonywało ćwiczenie - jakie? Nie zdradzę tego teraz, żeby nie zapeszyć ;)! W księdze Guinessa, tego dnia (oby:) odnotowane zostanie zbiorowe przedsięwzięcie, kilkakrotnie przewyższające poprzedni rekord. Do tej pory Japonia dzierży ten specyficzny tytuł. Było, nie było, rekord Guinessa, rekordem Guinessa. Brzmi to dumnie, niezależnie w jaki sposób, w jakiej dziedzinie czy okolicznościach. Prowokuje to mój charakter zdobywcy.
  Dzień przed imprezą, wieczorem, będzie możliwość spotkania kilku znanych nazwisk ze świata sportu i zadania pytań. Debata odbędzie się na hali sportowej. Wezmą udział m.in. Iwona Guzowska, były maratończyk Jerzy Skarżyński i wielu innych znanych polskich lekkoatletów i długodystansowców. Jak uda się zawitać w Stolicy Pierników koleją 'trans-polską-PKP' o czasie, z pewnością zamelduje się na tej debacie.  
  Start nastąpi w niedzielę, o godz. 11:00 na nowo wybudowanym moście nad Wisłą. Tym razem szlak biegu wiedzie w całości na terenie Torunia, w odróżnieniu od październikowego XXXI Maratonu, co uważam za duży plus, gdyż raz oznacza to więcej urozmaicenia na trasie, dwa będzie można więcej pozwiedzać
  Poniżej przedstawiam filmik z poprzedniej edycji:

  

 Całą wyprawę zamykam w 33 godziny. Tyle czasoprzestrzeni zajmie mi podróż z dojazdem, noclegiem, startem i powrotem. Nie walczę o miejsce, tylko o miłe wspomnienia i osiągnięcie kolejnego, założonego wyzwania, którym dla mnie jest Półmaraton. Nr startowy 4188.
Do boju!