"Euforia biegacza (ang. Runner's High) – fenomen stanu euforycznego,
pojawiający się podczas biegu długodystansowego lub innej długotrwałej
aktywności fizycznej, powodujący zwiększoną odporność na ból i
zmęczenie. Teoria euforii biegacza pojawiła się w latach 70. w USA na fali rosnącego entuzjazmu dla biegania, kiedy odkryto receptory opioidowe μ w mózgu."
- Cytując Wikipedię.
A jak to się przedstawia w rzeczywistości?
Moje pierwsze treningi były dalekie od stanu jakiejkolwiek euforii. Ból nóg w czasie biegu i po, sapanie niczym XIX wieczna lokomotywa, zakwasy kilka dni później. Długo by wymieniać listę objawów, rodem z kolejki do gabinetu internisty. Z czasem stan ten jednak ustępował pozytywnym odczuciom. Po kilku tygodniach od początków (na dziś mojej niemal 3 letniej przygody z bieganiem), zaczęło pojawiać sie coś na wzór uzależnienia, im więcej minut, dystansu przemierzam, tym łapię bardziej dystans do zmęczenia i potu wychodzącego ze mnie z coraz większą intensywnością. Skupienie na zmęczonych nogach, myśli typu <tup, tup, tup... to ile jeszcze zostało mi do przebiegnięcia?> odsuwały się w cień, a na to miejsce niespodziewanie w roli głównej zaczął występować nastrój, który trudno opisać. Zmartwienia i stresy schodzą na drugi plan.
Im więcej biegniesz, tym więcej dystansu nabierasz do rzeczywistości, która nieraz bywa brutalna. Im dłużej możesz, tym jeszcze więcej chcesz. Zaczynasz się zastanawiać, czy wszystko ze mną ok? Biegniesz dalej i widzisz jak jest przyjemnie. Zapominasz o wszelkich troskach. W butach masz dwie nogi, a za sobą dziesiątki widoków. Na pierwszy plan wchodzi pozytywne nastawienie. Zaraz po nim odkrywasz ile rzeczy staje się prostsze, a to co było nie do przeskoczenia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wydaje się jedynie progiem zwalniającym na osiedlowej drodze, który biegowym krokiem omijasz swobodnie jak syryjczycy węgierską granicę - no dobra bez podtekstów ;)
Ten błogi stan trwa tak długo na ile potrafisz go utrzymać. Na ile pozwala Ci Twoje wytrenowanie, zdolność by upajać się nim, a może to na ile pozwala Ci Twój treningowy reżim. Ostatnio, przez intensywne starty ominąłem trochę tą świadomość <kim jestem i dokąd zmierzam>. Jednak dzisiejsze swobodne, nie planowe wybieganie dało mi tyle satysfakcji i przypomniało, jak ważne jest by znaleźć moment w którym trening daje prawdziwą radość, za którą idą w parze niekwestionowane korzyści zdrowotne. Warto spojrzeć na bieganie z tej strony, czy ma się napięty grafik, czy mnóstwo zawodów, czy wymówek, czy innych ciekawszych zajęć.
Takie spokojne bieganie może przywrócić inne spojrzenie na rzeczywistość i to co przed treningiem wydawało się nie możliwe, nie raz, po jego zakończeniu staje się malutkie niczym cyferki godziny w rogu monitora. To wciąga, jednak wciąganie endorfin, to najzdrowsze uzależnienie jakie znam i nie zamierzam się z niego leczyć.
Jak jest w Twoim przypadku? Ścigasz się z czasem, dystansem, ilością wyzwań jakie stoją przed Tobą każdego dnia. Możesz mieć inną
motywacje, ale łączy nas jedno, jeśli doświadczyłeś tego chociaż raz, to
doskonale wiesz czym jest ten fenomen 'legalnego narkotyku'. I oby tak dalej mocno trwał przyjmowany w każdej dawce. Dlatego zamiast próbować zrozumieć teorie z Wikipedii, czasem po prostu
lepiej pójść pobiegać w rytm znanej pieśni - "przeżyj to sam" :)
PS.
A jeśli chcesz więcej teorii i tego skąd bieganie się wzięło zajrzyj też tu: Do zabiegania jeden krok - znajdziesz więcej teorii o motywach, dlaczego bieganie wpisało się w naszą ewolucję na dobre, a euforia po wysiłku, zachęca do powtarzania treningów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz