środa, 6 sierpnia 2014

[1z1000] Cz. 5 Jezioro Studzieniczne - poranny bieg na łonie natury

  Godzina ósma rano z kilkoma groszami. 'Sierpień czwarty, letni miesiąc uparty. Zapowiadają stopni trzydzieści parę. Nie przejmuj się tym wcale. Wkładaj buty i pruj jak przez osę kłuty.' Tak sobie powtarzałem przybierając się do kolejnego wyzwania, którym było przebiegnięcie dookoła Jeziora Studzieniczne. Impreza urodzinowa dnia poprzedniego i ekonomia spożywania napojów wyskokowych pozwoliły na rozpoczęcie realizacji tego założenia...
  Rozgrzewka to pogoń za autem przemieszczającym się z naszego pola namiotowego na drugą lokalizację, skąd miałem ruszyć dalej. Rozgrzewka dobra bo w tempie startowym jak na zawody przy dystansie 10 km. Dwa zjedzone banany i kilka łyków minerałki uciekły już w niepamięć. A to dopiero początek przygody pt. Jeziorna Pętelka.

Początek z górki, na pazurki.
  Linia drzew dawała doskonałą osłonę, przełamując promienie słoneczne. Tego dnia kreski na wskaźnikach ciepła miały oscylować na poziomie 37 stopni. Dzięki temu biegłem szybciej między kolejnymi ujęciami tych pięknych mazurskich terenów, lecz... w energetycznym baku miałem opary. Trzeba było się jakoś skrzętnie wbić w tryb biegowy, na tyle intensywnie i na tyle mądrze, żeby się nie przekręcić zmęczeniem po odkrytej stronie jeziora. Ale... dałem rade 33 km dookoła jez. Narie to dam radę i tutaj, mimo, że te jeziorko prezentowało się 'tylko' na ok 12-13 km.

Dzikie 'fosforowe' jeziorro.
  Przemierzając ten leśno-wodny szlak, odrazu w oczy rzucił się widok dzikiego jeziora, pełnego otaczającej podmokłej bujnej zieleni. Lustro wody przypomina ujście wulkanu, którego ścianami zamiast skał jest cienka warstwa ziemi. Trzeba uważać udając się tu na wędkowanie, bo po kilku chwilach stania na zielonym trawiastym dywaniku można się zapaść po kostki w wodzie. Starożytna rumuńska legenda głosi, że Ruscy uciekając z tych terenów wylali  fosfor, a żyjące wtedy na dnie zbiornika ryby, w większym stopniu przypominały raczej niestworzone mutanty aniżeli ościste formy życia. Ciekawe, zwłaszcza, że obok rosły krwisto czerwone grzyby, przypominające kształtem móżdżki. Nie bawię się w 'grzybologa', ale cała ta historia trąci wątkiem jak z filmu 'Las Vegas Parano'. Zamykam ten psychodeliczny rozdział i biegniemy dalej.

Test na orientację w terenie.
    Gęstniejący las nagle się rozrzedza, po chwili znowu masz wrażenie biegu cienką ścieżką wśród zielonych ścian natury. Gdyby zboczyć na kilkadziesiąt nawet metrów, sadzę że trzeba się nieźle natrudzić by odnaleźć ponownie właściwy szlak. Może to znak, że warto obejrzeć powtórkę serii 'Szkoły Przetrwania' Beara Gryllsa czy 'Dwa oblicza Survivalu'. Krajobraz ulega szybkiej zmianie. Teraz mam przed sobą nitkę Kanału Augustowskiego i śluzę do pokonywania poziomów wody między jeziorami. Jest to również odcinek organizowanych spływów kajakowych kanałem.

Jedna ze śluz Kanału Augustowskiego, zamykająca odprawę statku.
  Mijam biegacza, jak się okazuje wracającego z Przewięzi, czyli półmetka mojej trasy. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę, złapać w kadr dziewicze rozlewisko z krystalicznie czystą wodą - przynajmniej na taką wyglądała - gdyby nie bujne wodorosty, dalszy trening odbywałby się płynięciem wpław. Woda bowiem była ciepła jak w wannie.


  Docieram do drogowskazu, sugerującego szlak rowerowy. Moim jednośladem były biegówki, łańcuchem płuca, a przerzutkami siła w nogach :) Tabliczka z niebieską strzałką w stronę Przewięzi daje dalszy kierunek mojej wędrówki.


    Wąska ścieżka momentami zacieśnia się z każdym metrem i charakterystyczne tego dnia pajęczyny mające dostarczyć śniadanie do łóżka odwłokokształtnym mieszkańcom lasu stają się coraz bardziej uporczywe. Czasami trzeba było podskoczyć, czasem też schylić, widząc mieniące się nici w promieniach wznoszącego się słońca. Dochodził już piąty kilometr, a na zegarze wybija 9, jednak grzańca z nieba nie było i nie ma. Jest rześkość powietrza i lekkość butów.

Lotne progi zwalniające.
  Reszta trasy prowadzi szutrową drogą. uwagę wolę skupić na równomiernym oddychaniu. Dzieje się bowiem tutaj tyle co w 155124 odcinku Mody na Sukces - a najlepsza w nim jak w pozostałych zapewne jest muzyka ;)

Ile odcieni zieleni dostrzegasz?
  Dobiegam do Przewięzi. Cisza, spokój, turystów brak, na zegarku równo 9:00. Jakby wszyscy byli jeszcze w fazie snu REM. Nie słychać nawet śpiewu ptactwa. Obrazili się czy co? Wtedy robimy kolejny zakręt, po którym mijamy most dzielący jezioro Studzieniczne z Białym. Pod nim znajduje się kanał z kolejną śluzą, dostrzegam statek, wypływający w momencie gdy przebiegałem z drugiej strony jeziora. Fajne uczucie swoją drogą. Widzę stąd plaże 'Patelnie' i 0 (zero) plażowiczów. Obowiązujący tu cykl dobowo-turystyczny ma swoje reguły i ciekawie jest popatrzeć na niektóre rzeczy z innej perspektywy.

W lewo zwrot & powrót.
  Ostatnie kilometry to więcej pagórkowatych terenów, wiatr od strony jeziora dawał jeszcze więcej orzeźwiającego powietrza, działając jak pobudzający dodatek do silnika diesla. Mijam ósmy kaem z uśmiechem na gębie. Czuję się lekko, świeżo, praktycznie bez zmęczenia. Moje nogi dobrze wysyłają info: szutrowo-leśny jest jak kocyk pod nogami zamiast betonowo-asfaltowej miejskiej podłogi - przyjaźniejszy, lepszy do zniesienia.

Więc wchodzę do lasu.
  Moje źrenice się rozszerzają. Horyzont wypełniają rzeźby. Nie to nie jest pobudka po dobrej imprezie. Wkraczam na szlak leśnych eksponatów. Każdy z osobna oryginalnie nazwany, opisany. Nie mam głowy do rozkminiania znaczenia słów znajdujących się na tabliczkach i wynikających z nich przesłań. W każdym razie miło, że jest poczucie odrywania czegoś nowego.

Co autor miał na myśli ?
  Moja biegowa przygoda ulega końcowi. Pole namiotowe z którego wyruszyłem ukazuje sie zza górki prowadzącej w stronę leśniczówki - w której ze znajomymi udowodniliśmy, że godziny otwarcia są sprawą umowną, gdy jesteśmy bardzo głodni. Na zegarze wybija równa dyszka, a ja nie mam zbytniej zadyszki. Zmierzam pewnie na dziką plaże, gdzie czeka kojąca kąpiel i widok od środka jeziora jak wygląda dystans 10 km, można rzec 'dookoła SPA które czeka na końcu treningu'. O pozytywnym wpływie tej wycieczki, niech świadczy fakt, że tego samego dnia wieczorem zrobiłem swobodnie dodatkowe 12 km w okolicznościach miasta :)

Bonus czekający na koniec dnia :)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Panie, masz poczęstować papierosem?

Podczas biegania wiele może się zdarzyć,
Można się zmęczyć, spocić, wyładować,
Tętnem zadręczyć, nogi rozprostować,
Kolejny trening odnotować, wzrost formy podbudować,
Wyluzować, kalorii nadmiar zamordować,
Pobudzić pragnienie, przegonić dnia zmęczenie,
Przed snem mózg odkazić, wiele rozwiązań wyobrazić,
Po wszystkim herbatę zaparzyć, jaśniej myśli wyrazić,
Można też nieoczekiwanie, gdy nastąpi wieczorne wybieganie,
Znaleźć w pewnej sytuacji planie, otrzymując zapytanie...
Był to kilometr dziesiąty treningu interwałowego,
Poty siódme jak za dnia piekielnego,
Pomimo wieczoru z lekka wietrznego,
Staję na świetle pieszym - czerwonym,
Będąc z rytmu wytrąconym,
Mazurskim weekendem nieco wyjałowionym,
Słyszę nagle donośne zagadanie:
Panie, masz papierosem poczęstować? Ogień mam...
- a ja na to: <facepalm>...