30 kresek w cieniu, a na słońcu pewnie nie mniej. Grzeje równo jak to grzaniec podany w najczystszej formie. Czego można się spodziewać po środku lipcowego miesiąca. 19 lipca w sobotę wybrałem się na odkrywanie tego co w swojej garderobie skrywa jezioro Białe w Augustowie. Ale zanim otworzyłem drzwi wejściowe. Gdzie ja jadę? Jadę do Augustowa. Ale, zastanawialiście się kiedyś czy Augustów zalicza się do Mazur, a przyległe Jeziora do Krainy Wielkich Jezior? Jedne źródła podają tak, inne zupełnie inaczej. Dla mnie to jedno pasmo mazurskich jezior i tak bym kwalifikował Najmilsze miasto w Polsce (wg. ostatniego plebiscytu). Stąd zdecydowałem się podzielić wrażeniami, które zastały mnie w tych rejonach. Niewiem skąd nazwa. Danio białe, Żubrówka biała, ser biały, mleko też. Ale jezioro? Idąc za Wikipedią - 'W latach 30. XX w. żołnierze I Pułku Ułanów Krechowieckich rozgrywali wokół tego jeziora wyścig kolarski na dystansie 22 km.' Ja przyjechałem rozegrać tutaj jeden z treningów przygotowawczych do Białystok Biega 2014. Oto jak wyglądały kolejne odcinki :)
|
START - Stacja smażalni ryb. |
Zaczynam od baru z jedną z najlepszych rybek jakie ostatnio miałem okazje jeść. Idealnie wysmażona, rozkłada się po kościach dając mi speeda przed treningowego. Już nogi mi chodzą pod stołem jak zera w zegarze atomowym i nie mogę usiedzieć. Wybija 20:30 biegnę w stronę zachodzącego słońca i uciekającego światła palącego dnia, aby zdążyć wykręcić 10 kaemów, po których czeka mnie siła biegowa.
|
Ambasador szlaku - Pies z Rudego 102. |
Pierwszy odcinek to szutrowa droga, odbiegająca od akwenu, szczodrze otoczona zielenią. Jeziora widzę tyle co śniegu w lipcowy poranek. Ale jak zapewniał gospodarz rybo-jadłodajni brzeg usłany jest krzyżówkami ścieżek jak pola w Diagramie Jolki. Cierpliwie więc podążam podbiegiem, wita mnie nawrotka, kierując w stronę małego urwiska, z oddali dostrzegam grupkę biesiadowników przy ognisku. Pobieram info ze współrzędnymi GPS. Prawo, lewo, prosto i przed siebie. Zawracam.
Warkocze krzaków i drzew nagle przecina szlaban, taki relikt z czasów PRL. Robię pod nim unik jak na weselnych oczepinach. Pojawia się rozwidlenie dróg, jedno pośród drzew, drugie bliźniacze. Studiowałem na Wydziale Prawa, jednak coś mi mówi, że w lewo będzie bliżej jeziora. Wtedy na ręku czuję wibracje. Budzi się mój czasomierz informując o 3 kilometrze, jeszcze dwa do kompletu i robimy nawrotkę by zaliczyć równą dziesiątkę.
|
3 km i... jest pierwszy widoczek na jezioro! |
Zaczyna się robić ciekawiej, w końcu więcej otwartych przestrzeni, linię lasu przełamuje horyzont linii lasu po drugiej stronie jeziora. Ukojenie i zapomnienie, nogi przy tym niosą same. Biegłem w trybie free-roaming. To co mnie spotkało na drodze i to gdzie dobiegnę było dziełem przypadku. Tysiaczek kolejny za pasem, jestem za lasem, tymczasem...
Wyrwany z kontekstu i biegu w jak wydaje się kompletnej dziczy zaskakuje mnie kompleks ośrodkowo-wypoczynkowy, z campingiem i polem namiotowym. Zdziwienie szybko mija, jest to bowiem dobrze obsadzone turystycznie jezioro, położone nad ul. Turystyczną... Eureka! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
|
Coraz mroczniejsze zakątki. |
Cykl dobowy zaczyna dominować zmierzch. Ciemność żegna światłość. Jaskrawość przyrody sprowadza się do odcienia czarnej kawy, takiej mrocznej, jak pił główny bohater thrillera "The Raven". Ja jestem taką biegnącą łyżką, w rażących kolorach biegacza, przełamuje ponurą aranżację 'tego napoju'. Zagęszczam ruchy, bo do punktu 5 km już kawałeczek.
|
Jeden z krańców jeziora z nurkującą kładką. |
Nawrotka. Tutaj mam piątaka, ale nie w kieszeni bo nie ma tu żadnego cwaniaka :P Robię ostatni foto-szot, z oddali dostrzegam przystań, z której wybiegałem. Wydaje się to tak blisko. Dobiegłem tu, krążąc krętymi zawijasami dróżek, zakręconymi tak, że może kilka razy obracałem się wokół własnej osi. Słońce wydaje się w ostatniej fazie pożegnania wieczoru, zapewne malując w głowach wielu osób tu nad jeziorem obecnych jedyne w swym rodzaju wspomnienia.
Powrót był zupełnie inny, żwawszy, muzyka z mp3 do mnie nie docierała. Była to godzina 21:20, a ja miałem koncentrację równą pomidorom w Ketchupie Pudliszki. Trzeba było bowiem wrócić, a ciemniejąca trasa w tym nie pomagała. Szybkie powrotne 'Pięć'. I tu piesek z rudego 102 entuzjastycznie merda ogonem. Jakby czuł że ktoś pobiegł w dal, jakby stał na straży tego jeziora. Kilka skipów siły biegowej i ostatnie foto przy Smażalni ryb.
|
Bezpieczna przystań po udanym powrocie. |
Tak ku końcowi dobiegła moja przygoda, dobiegłem i ja. Rybki spalone, wspomnienia wypieczone, kolejne suchary na blogu utrwalone. Za kilka dni kolejna relacja z Mazur w dwupaku - Studzieniczne + Serwy. Idę wziąć kilka łyków wody, żeby suchary lepiej się trawiły! SIŁA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz