piątek, 25 lipca 2014

[1z1000] Cz. 4 Jez. Białe - w stronę zachodzącego słońca

  30 kresek w cieniu, a na słońcu pewnie nie mniej. Grzeje równo jak to grzaniec podany w najczystszej formie. Czego można się spodziewać po środku lipcowego miesiąca. 19 lipca w sobotę wybrałem się na odkrywanie tego co w swojej garderobie skrywa jezioro Białe w Augustowie. Ale zanim otworzyłem drzwi wejściowe. Gdzie ja jadę? Jadę do Augustowa. Ale, zastanawialiście się kiedyś czy Augustów zalicza się do Mazur, a przyległe Jeziora do Krainy Wielkich Jezior? Jedne źródła podają tak, inne zupełnie inaczej. Dla mnie to jedno pasmo mazurskich jezior i tak bym kwalifikował Najmilsze miasto w Polsce (wg. ostatniego plebiscytu). Stąd zdecydowałem się podzielić wrażeniami, które zastały mnie w tych rejonach. Niewiem skąd nazwa. Danio białe, Żubrówka biała, ser biały, mleko też. Ale jezioro? Idąc za Wikipedią - 'W latach 30. XX w. żołnierze I Pułku Ułanów Krechowieckich rozgrywali wokół tego jeziora wyścig kolarski na dystansie 22 km.' Ja przyjechałem rozegrać tutaj jeden z treningów przygotowawczych do Białystok Biega 2014. Oto jak wyglądały kolejne odcinki :)

START - Stacja smażalni ryb.
   Zaczynam od baru z jedną z najlepszych rybek jakie ostatnio miałem okazje jeść. Idealnie wysmażona, rozkłada się po kościach dając mi speeda przed treningowego. Już nogi mi chodzą pod stołem jak zera w zegarze atomowym i nie mogę usiedzieć. Wybija 20:30 biegnę w stronę zachodzącego słońca i uciekającego światła palącego dnia, aby zdążyć wykręcić 10 kaemów, po których czeka mnie siła biegowa.
 
Ambasador szlaku - Pies z Rudego 102.
   Pierwszy odcinek to szutrowa droga, odbiegająca od akwenu, szczodrze otoczona zielenią. Jeziora widzę tyle co śniegu w lipcowy poranek. Ale jak zapewniał gospodarz rybo-jadłodajni brzeg usłany jest krzyżówkami ścieżek jak pola w Diagramie Jolki. Cierpliwie więc podążam podbiegiem, wita mnie nawrotka, kierując w stronę małego urwiska, z oddali dostrzegam grupkę biesiadowników przy ognisku. Pobieram info ze współrzędnymi GPS. Prawo, lewo, prosto i przed siebie. Zawracam.


  Warkocze krzaków i drzew nagle przecina szlaban, taki relikt z czasów PRL. Robię pod nim unik jak na weselnych oczepinach. Pojawia się rozwidlenie dróg, jedno pośród drzew, drugie bliźniacze. Studiowałem na Wydziale Prawa, jednak coś mi mówi, że w lewo będzie bliżej jeziora. Wtedy na ręku czuję wibracje. Budzi się mój czasomierz informując o 3 kilometrze, jeszcze dwa do kompletu i robimy nawrotkę by zaliczyć równą dziesiątkę.

3 km i... jest pierwszy widoczek na jezioro!
  Zaczyna się robić ciekawiej, w końcu więcej otwartych przestrzeni, linię lasu przełamuje horyzont linii lasu po drugiej stronie jeziora. Ukojenie i zapomnienie, nogi przy tym niosą same. Biegłem w trybie free-roaming. To co mnie spotkało na drodze i to gdzie dobiegnę było dziełem przypadku. Tysiaczek kolejny za pasem, jestem za lasem, tymczasem...



  Wyrwany z kontekstu i biegu w jak wydaje się kompletnej dziczy zaskakuje mnie kompleks ośrodkowo-wypoczynkowy, z campingiem i polem namiotowym. Zdziwienie szybko mija, jest to bowiem dobrze obsadzone turystycznie jezioro, położone nad ul. Turystyczną... Eureka! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Coraz mroczniejsze zakątki.
  Cykl dobowy zaczyna dominować zmierzch. Ciemność żegna światłość. Jaskrawość przyrody sprowadza się do odcienia czarnej kawy, takiej mrocznej, jak pił główny bohater thrillera "The Raven". Ja jestem taką biegnącą łyżką, w rażących kolorach biegacza, przełamuje ponurą aranżację 'tego napoju'. Zagęszczam ruchy, bo do punktu 5 km już kawałeczek.

Jeden z krańców jeziora z nurkującą kładką.
   Nawrotka. Tutaj mam piątaka, ale nie w kieszeni bo nie ma tu żadnego cwaniaka :P Robię ostatni foto-szot, z oddali dostrzegam przystań, z której wybiegałem. Wydaje się to tak blisko. Dobiegłem tu, krążąc krętymi zawijasami dróżek, zakręconymi tak, że może kilka razy obracałem się wokół własnej osi. Słońce wydaje się w ostatniej fazie pożegnania wieczoru, zapewne malując w głowach wielu osób tu nad jeziorem obecnych jedyne w swym rodzaju wspomnienia.
  Powrót był zupełnie inny, żwawszy, muzyka z mp3 do mnie nie docierała. Była to godzina 21:20, a ja miałem koncentrację równą pomidorom w Ketchupie Pudliszki. Trzeba było bowiem wrócić, a ciemniejąca trasa w tym nie pomagała. Szybkie powrotne 'Pięć'. I tu piesek z rudego 102 entuzjastycznie merda ogonem. Jakby czuł że ktoś pobiegł w dal, jakby stał na straży tego jeziora. Kilka skipów siły biegowej i ostatnie foto przy Smażalni ryb.

Bezpieczna przystań po udanym powrocie.
   Tak ku końcowi dobiegła moja przygoda, dobiegłem i ja. Rybki spalone, wspomnienia wypieczone, kolejne suchary na blogu utrwalone. Za kilka dni kolejna relacja z Mazur w dwupaku - Studzieniczne + Serwy. Idę wziąć kilka łyków wody, żeby suchary lepiej się trawiły! SIŁA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz