poniedziałek, 21 lipca 2014

[1z1000] Cz. 3 Jez. Narie - kulisy startu w zawodach i twarzą w twarz z Rakiem

  Pod lupę biorę miejsce, które jako Mazury dla mnie jest nowe - jeśli chodzi o - lokalizację, charakterystykę, klimat. Przedwojenna, niemiecka nazwa tego jeziora to Narien See. Umieściłem je na liście 'wracam za rok'. Dlaczego. Postaram się udowodnić w tekście poniżej.

Molo Kretowiny - Miejsce Finiszu i przypływ inspiracji.
  Zachodnie Mazury w mojej głowie jawiły się niczym zachodnia Europa - inna jakość, nowe niezbadane tereny. Chęć eksploracji Mazur, która we mnie rośnie za każdym razem gdy wieczory przemijają w krótkim rękawku mobilizuje mnie do poszukiwania nowych miejsc. Takim na pewno jest jezioro Narie. W drodze na zawody o Perłę jeziora Narie, mając niewiele informacji o ułożeniu ścieżek w jego pobliżu, pełnym nabuzowaniu adrenaliną spodziewałem się mnóstwa zaułków, niezliczonych ścieżek polnych, wielu połączeń między nimi, takich w stylu - zostawię za sobą ślad - żeby pamiętać drogę powrotną.

Widok z ośrodka wypoczynkowego.
  Jak się okazało rzeczywistość była nieco inna od tej której doświadczyłem biegając w okolicach jez. Olecko, czy Jez. Dreństwo. 16 zatoczek. Do każdej mniej lub bardziej widoczny punkt dojazdu. Trasa zawodów wiodła w połowie asfaltem, a w połowie szutrem, zaś cały akwen otaczają głównie pagórki przecięte jak tort, dróżkami dojazdowymi do dzikich plaż czy mini-pomostów podległych działek, sezonowych bywalców - właścicieli willi - szefokorporacyjnego świata, których wybawieniem od wiru dominującej funkcje życiowe pracy jest pół weekendu w takim właśnie Centrum Kontaktu z Naturą (ale może się mylę :P).  Gdybym był architektem tych terenów, a na chwilę Matka Natura dałaby mi moc zaplanowania przestrzennego, zrobiłbym tu wzorem Jeziora Olecko Wielką Ścieżkę, w kontakcie z linią brzegową, na której to organizowałbym regularnie Maratony. Jest tutaj tak wiele zacisznych i urokliwych zaułków, które dostrzec mogłem jedynie momentami, w czasie biegu po Perłę. Teren wzgórzysty, nagle zmienia się w nizinny, kawałek pola, a kilka metrów dalej mamy zoom na jezioro (choć niestety było ich niewiele). Jako ciekawostkę dodam, że co roku są tutaj cyklicznie organizowane regaty, dzień po biegu.
  Jest tutaj kilka ciekawych wysepek - jedną z nich odwiedziłem kajakiem, na której bystre oko dojrzy przedstawicieli populacji raków, swoją drogą jeden był tak gigantyczny, że z powodzeniem otworzył by dobrze schłodzone piwko. I pewnie miał w tym niezłą wprawę, bo siedział ze stoickim spokojem, usadowiony pod konarem drzewa, mając rozpostarte szczypce, niczym barmistrz lokalu 'Bezludna wyspa'.

Jezioro z lotu ptaka.
  Jeśli jesteś przejazdem w kierunku Bałtyku, lub gdzieś niedaleko w Mazurskich okolicach, albo masz nieodpartą chęć otworzenia szufladki na nowe wspomnienia z wakacji, jeziora wyróżniającego się czystością i okolica której nie szturmują turyści polecam odwiedzić te strony. Bonusem są zdecydowanie zachody słońca, które zwłaszcza z wsi Wilnowo, są niepowtarzalne. A zwolennicy biegów górskich, z pewnością odnajdą tu narzędzia do ostatnich szlifów swojej formy, jakimi są podbiegi, okalające brzegi Narie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz