sobota, 31 maja 2014

II Bieg Konopielki 10 km 24.05 - jak pobiegłem po życiówkę w 30 stopniowym upale...

   9:00 bezchmurne niebo, słoneczny dzień. Biegacz myśli jest super! tylko startować! Biegacz sprawdza temperaturę na zewnętrz - dwa tuziny kresek! Biegacz myśli - mogłoby być lepiej... Zwłaszcza, że start ma nastąpić w samo południe! Jednak wszystko na tym świecie jest względne i można wiele kwestii podważyć znajdując odpowiedni przykład, odniesienie... Więc biegacz odkrywa Amerykę i myśli dalej... Nie w takich warunkach się biegało! -5 na Półmaratonie Mikołajów w Toruniu, przy mrożącym krew wietrze... Czy też ulewny półtora godzinny deszcz na Maratonie, również w Toruniu. Zawsze się znajdzie coś co nie pasuje lub wymówka, na co można zrzucić swoją niechęć... ale trzeba zacisnąć zęby i przeć do przodu, mimo ze na termometrze już 30 kresek.
  Do Juchnowca udałem się wraz z Justyną Pędziwiatrową :) Mijając tabliczkę z oznaczeniem miejscowości napotykamy grupę taneczną ulokowaną na parkingu pod marketem. Widać, że zaangażowani w układ taneczny, przypominający równie modną jak ostatnimi czasy bieganie - zumbę. Próbowałem przedrzeć się przez rozprzestrzeniającą się z głośników melodię, pytając jak trafić na stadion, gdzie miały odbyć się zawody. Jednak tancerki były w swoim żywiole, niczym szpaki na czereśniach... po chwili dopiero, zorientowały się że jakiś seledynowy jeździec próbuje przebić się przez dziko tupiący tłum. Nakierowano mnie w moment, jedziemy dalej, pojawiają się tabliczki, wyjeżdżamy po za miejscowość, dookoła las, łąki, pola, zielono radośnie, minęło przedwiośnie, całkiem znośnie, ale stadionu nie widać. No, nic.. w końcu dojeżdżamy... miejscem startu był obiekt sportowy, którym nazwałbym raczej boiskiem z trybuną. Wszystko jednak ładnie, dokładnie oznaczone. Strażacy kierujący ruchem, biuro zawodów, szatnie, wszystko na tyle czytelne i przejrzyście, że poruszać się można było jak po omacku. Do startu pozostało 40 minut. Trudna sprawa, rozgrzewać się w palącym majowym słońcu. Znalazłem się w grupie z Andrzej Leończuk i Grześkiem Popławskim - ich wyniki natchnęły mnie kosmicznie - Andrzej 1:12 z groszami w Półmaratonie Hajnowskiem - Grzesiek - 1:19 w połówce Białostockiej. Nie ma to jak rozgrzewać się z najlepszymi. Wiedziałem, że tego dnia bez życiówki nie wracam. Ale o tym później.
Halo Mietku! Czy nas słyszysz? Humory równe warunkom atmosferycznym :)
  Ustawiliśmy się na starcie, nad nami jeszcze bardziej rozgrzewający zenit. Pomiędzy biegaczami, dziennikarz TVP wykonuje zręczny slalom, zadając kamerowanym odwieczne pytanie ludzkości: DLACZEGO BIEGASZ? -Moje ulubione ;) Tłum się zbija coraz mocniej, odliczanie... START!
  Jak powszechnie wiadomo, wszyscy pędzą początkowo tempem na złamanie 40 minut... Robimy pętle na boisku, wybiegamy po za teren imprezy, już na właściwą trasę biegu. Od razu zaznaczają się podzielone grupki, początkowo biegłem w towarzystwie dwóch Krzyśków Pędziwiatrów, oraz pozostałych zawodników. Pierwsze dwa kilometry pokonałem dosyć asekuracyjnie. Postanawiam jednak się odłączyć, pobiec po wymarzony wynik z trójką z przodu. Kilometr dalej odczuwam pierwsze oznaki tego czym jest wysiłek w upalnych warunkach. Jest masakrycznie gorąco. Nie mam żadnego nakrycia głowy, w ustach robi się momentalnie sucho. Nie napawa to optymizmem, nie zachęca do walki, nie daje nadziei. Ogólnie można by rzec, że sukcesem będzie dobiec do końca, a czas będzie sprawą drugorzędną. Mijam nawrotkę, która była około 4 kilometra, wracamy z powrotem na teren stadionu. Teraz widzę jak horyzont przełamuje parujący z oddali asfalt, dając efekt jak z gier video - motion blur i jak ten widok deprymuje od tego aby utrzymywać tempo czy biec szybciej. Szukam wzrokiem Tomka, który odłączył się od grupy pędziwiatrów jeszcze przede mną, pamiętam jak biegłem z nim na półmaratonie białostockim, jak dobrze współgrało nasze tempo, staram się go dogonić. Na chwilę pozwala mi to odejść od uprzykrzających bieg okoliczności. Docieramy do 5 km, mijamy wcześniej uprzykrzający podbieg - już wiem, że to miejsce, poprzedzające finisz będzie szczególnie 'przyjemne' na drugiej pętli ;)
Pełne skupienie, na półmetku.
  Łapie kontakt z Tomkiem. Dogonienie go kosztowało mnie sporo sił. Wiedziałem jednak, że jeśli chce łamać 40stke, muszę dawać maksa już od wcześniejszych odcinków. Ponownie mijamy Juchnowiec Dolny, widać mieszkańców, którzy wyszli z okolicznych domów, zobaczyć co za afera się dzieje tego dnia w gminie. Były to raczej spojrzenia pełne zaciekawienia, zdezorientowania, aniżeli zachowanie żywiołowo dopingujących obserwatorów. Kilku fotografów, w strategicznych punktach - na podbiegach, na zakrętach. Wracamy ponownie na długą asfaltową prostą... Tempo nieco odpuszczam, Tomka zostawiłem za sobą, już kilkadziesiąt metrów. Dopada mnie głos zwątpienia, a wiem że przede mną jeszcze 3 i pół kilometra... Wiem, że nie mogę sobie pozwolić na odpuszczenie... Wiem, że inni odczuwać mogą podobnie... Wiem, że dzisiaj łamię swój rekord. Więc jestem pewny! Zrobię to i... przyspieszam znów.. Mobilizuje mnie widok Julka i Kamila - którzy regularnie biegają poniżej 40 minut, minut a byli kilkaset metrów przede mną. Ponownie nawrotka, zostało około 3 km do końca walki z samym sobą i demotywującym pogodowym piekłem.
  Standardowo już, mijanych Pędziwiatrów na trasie pozdrawiam z wzajemnością. Daje mi to kopa do dalszej walki. Znowu się muszę upewniać, że DAM RADĘ... Damn it! Kiedy w końcu odłączy się ta głowa! Mam to wszystko już gdzieś, wkur... zenie sięga zenitu, równego słońcu, jadę więc już do odcięcia. Zasuwam po 3:50/km, przede mną widzę jeszcze jedną kobietę była to Beata Lupa - wygrywająca w kat. płci pięknej w naszym regionie i domyślam się że nie tylko. Wyprzedzam i ją, pozostał ostatni kilometr. Przede mną tylko Przemek Sajewski, dalej długo nikogo. Stawiam sobie za cel wyprzedzić i jego, mimo że w nogach pozostało niewiele mocy, a zrezygnowanie starało się mnie skutecznie zdeprymować. Na wspomnianym wcześniej podbiegu dokręcam kurek prędkości, tempo szarpie dziko jak sarna borówki w lesie. Ale co poradzić - miałem pobić rekord! Doganiam Przemka chwilę przed wbiegiem na stadion..
Ostatnie metry...
  Tutaj wiem, że jest bardzo doświadczonym biegaczem i muszę się jeszcze sprężyć. Rzucam więc ostatki sił na finisz... Ostatni zakręt i dobiegam!!!
I jesteśmy w domu!
   Pobiłem swój własny rekord o 35 sekund, zrobiony na Biegu Niepodległości Białystok. Zająłem 12 miejsce ze 158 startujących w kat. Open. W kategorii wiekowej zaś M-20 byłem 7 Udowodniłem sobie, że stać mnie na więcej, a bieg z urwaniem kolejnych 40 sekund będzie kwestią czasu - widocznie narazie muszę się z tym jeszcze wstrzymać, wtedy radość i satysfakcja będzie jeszcze większa...
Piotrej, ja, Tomek - temp. na jego zegarku wskazywała 38 stopni (!)

Ja z Justyną i Andrzejem Zieniewiczem - legendarnym biegaczem z Kleosina o ponad 30 letnim stażu.
  Po biegu udaliśmy się wraz z całą drużyną Pędziwiatra do Frampolu - ranczo położone ok 10 km od miejsca zawodów. Miała tu się odbyć impreza integrująca, wraz z posiłkiem regeneracyjnym którym były kartacze, oraz żurek + piwo Żubr, które smakowało jak nigdy - ciekaw jestem dlaczego ;)

Zacne dania, Milordzie.


  Można było odczuć przyjacielską atmosferę, w powietrzu unosił się pozytywny nastrój. Miałem okazję poznać kilka osób z Pędziwiatra i wspólnie wymienić się doświadczeniami z biegów. Następnie odbyło się losowanie nagród rzeczowych. Udało mi się zgarnąć Księgę o Puszczy Knyszyńskiej - to był dzień, gdy los mi sprzyjał wyjątkowo... :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz