czwartek, 22 maja 2014

Olecka 13stka - bieg dookoła Olecko Wielkie 17 V 2014 - relacja

   Ustalając plany startowe postanowiłem wziąć pod uwagę zawody nad jez. Olecko Wielkie. Chciałem spróbować czegoś nowego. Nie poddawać się wyłącznie trendom 10tki, połówki czy pełnego dystansu Maratonu (na 42 km przyjdzie jeszcze czas). Zawody dosyć nietypowe, na nietypowym dystansie, w całości przebiegające szlakiem wiewiórczej ścieżki - trasy okalającej w  jezioro przy miejscowości Olecko.
  Jest to już trzeci mój start w maju - po I biegu Konstytucji w Supraślu (24/116), 2 Półmaratonie Białostockim (91/940). Odczuwam lekkie zmęczenie po dwóch poprzednich zawodach. Zwłaszcza połówka w Białymstoku dała mi lekko w kość - potrzebowałem regeneracji, czasu, aby mięśnie wróciły do pełnej efektywności.

  Do Olecka dotarłem zgodnie z planem, wieczorem dnia poprzedzającego start, nazajutrz udając się do biura zawodów. Wydawanie pakietów szło sprawnie. Obyłem się jednak bez koszulki technicznej - zgłosiłem się jako zawodnik na listę rezerwową z uwagi na wyczerpanie miejsc. Najważniejsze jednak że mogłem wziąć udział - w końcu po to tu przyjechałem. Pogoda tego dnia zapowiadała się ciekawie - prognozy wieściły burze, smętne niebo, ogólnie sugerując nie wysadzanie nosa po za próg 4 ścian. Poranek pod względem pogody okazał się wyśmienity. Start, planowany na godzinę 11:00 zbliżał się coraz bardziej.
Próbowałem wtopić się w 'rozgrzewający się' tłum.
  Jeszcze tylko wycieczka do toalety, aby nie mieć niespodzianek na trasie... Spiker rozwlekał się jednak w przemowie i bieg ruszył dokładnie o godz. 11:11. START!
Jak zwykle na początku, przytulnie.
  Jak zwykle czołówka ruszyła z kopytem. Conajmniej połowa ze 161 zawodników biorących udział goniła tempem 3:50/km. Wiedziałem, że mnie to zgubi, więc póki mogłem cieszyłęm się biegiem i widokami przy plaży Olecko. Podkręcanie tempa zostawiam na później. Mimo wizyty w toalecie, miałem pełny pęcherz, dopiero co przetwarzający mocną dawkę izotonika.
  Grupa się rozrzedza po trzech kilometrach. Wzdłuż brzegu co chwila widać asekurującą łódkę z której obserwują nas ratownicy. Grzeje coraz mocniej. Całe szcęście, trasa jest przysłonięta linią drzew. Z nieba zaczynał lać się żar. Jeziorko sprzyjało ostudzaniu rosnącej temperatury.
Przyczajony tygrys wkracza do akcji.
  Po 4 kilometrach jest już zupełnie luźno, pozostaje w dystansie ok 200 m przed i za kolejnym zawodnikiem. Staram się utrzymać go przed sobą w zasięgu wzroku, wolę gonić zająca prawdziwego, a nie wirtualnego. Kolejne wiraże i odkryte przestrzenie, wraz z dzikimi plażami wprawiały w zachwyt, mimo 90 % tętna na monitorze.
   Na półmetku doganiam grupę z Maratonki Grajewo - kilku ciasno biegnących wspólnym tempem. Udało mi się być w ich towarzystwie jakieś dwie minuty, postanowiłem atakować jeszcze szybszym tempem i tak od ok. 7 km, idealnie prowadziłem 4:04 min/km. 
Białystok jest wszędzie - przede mną zawodnik w koszulce Białystok Biega 2013.
  Ciągle szukałem, raczej oczami wyobraźni, jak daleko ode mnie, z której strony jeziora musi znajdować się czołówka biegaczy, jednak przez bujną roślinność otaczającą ścieżkę było to zadanie niemożliwe. Wykręcam już równą 'dychę' z umieszczonym tam wodopojem. Swoją drogą ciekawie się komponował wianuszek wolontariuszy z ławką szkolną i napojami w kubeczkach 'Jan Niezbędny' na tle dzikiej przyrody. Lekki surrealizm zawsze mile widziany.
  Przed sobą mam kolejnego biegacza. Co kilkadziesiąt metrów ginie mi z zasięgu wzroku, przez coraz większa liczbę zakrętów. Muszę przyznać, że dobrze pilnował tempo. Jednak gdy pojawiły sie wzniesienia na ścieżce, nieopodal tarasu widokowego przyrody, stopniowo czułem, że mam go w garści. Ścieżka wkroczyła na rogatki miasta i trasę wylotową, w sąsiedztwie urokliwego zajazdu w stylu rancza przeniesionego z tras wielkich autostrad Stanów Zjednoczonych - niestety nie zwróciłem uwagi na nazwę, ale miejsce wydaje sięgodne zatrzymania, przyciąga wzrok.
  Mam przed sobą jeszcze dwóch zawodników, za cel stawiam sobie dobicie do upragnionej mety przed nimi. Pierwszego mijam na kolejnym podbiegu. Następny widać, że jest już bardziej doświadczonym biegaczem, początkowo oddalał się ode mnie. Byłem już na rezerwie sił. Ale w końcu postanowienie robi swoje... Mijam 11.5 km, RURA! Pędzę ile sił, tętno skacze mi już na 95 %.
  Początkowo trzymamy się na równi. Tego dnia jednak to ja byłem mocniejszy, biorę zakręt, po którym mamy już ostatni, wymagający podbieg wraz z nawrotką na Metę na stadionie lekkoatletycznym, która również była miejscem Startu. Indywidualnie dokręcam finisz, nie mając już przed sobą nikogo... Dobiegam na metę w czasie 52 min 29 s. Dało mi to 16 miejsce w kat. Open ze 161 zawodników, oraz 9 w kat. M-20. Jestem zadowolony z wyniku jaki osiągnąłem. W zeszłym roku dałby mi 2 miejsce na podium, w kat. wiekowej. Jednak poziom biegania nieustannie idzie w górę... o czym świadczy 161 biegaczy na tle okrągłej setki z roku ubiegłego.
...i już można dumnie wypiąć klatę :)
  Bogatszy o nowe biegowe doświadczenia wracam do rodzinnego Białegostoku tego samego dnia, by z satysfakcją odhaczyć kolejny zrealizowany biegowy cel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz