sobota, 17 września 2016

Volvo Triathlon Series Ełk - nie spodziewaj się niczego, zaskocz się najlepszym!

  Hej! Czołem wszystkim entuzjastom moich relacji z zawodów i nie tylko. W ostatnich miesiącach skupiam się bardziej na treningach, aniżeli na blogu, jednak postanawiam się poprawić. Ostatnią relację z zawodów pisałem nt. MP w Suszu Od tej pory nie miałem wiele startów, m.in. Bieg charytatywny na 5 km (I miejsce), Elemental Triathlon Sprint w Białymstoku. Było nie było, formę na sezon szykowałem m.in. do Ełku na dystansie 1/8 IM (pływanie 475m- rower 22.5 km - bieg 5.275 km). Jak to wyszło w praniu? Czy było warto przelewać litry potu, dziesiątki treningowych godzin, organizując swój grafik do ostatniej możliwej minuty? Zapraszam do lektury :)
   Wraz z Mariuszem wybraliśmy się skoro świt, po godz. 6 rano, aby dotrzeć do biura zawodów, oraz strefy zmian, która miała być zamknięta dość wcześnie. Na trasie Białystok Ełk praktycznie zero ruchu i 100 km zakręciliśmy znacznie przed czasem. Jak się okazało, umowna godzina pracy biura została przedłużona. Można było się przekimać w aucie. Zanim uciąłem drzemkę czekałem z Mariuszem na jego start i miła pogawędka skracała czas oczekiwania. Obchód tu i ówdzie po zakamarkach miejsca imprezy.

źródło: triathlonpl.com
  Rutynowa szwędaczka była zbędna, teren imprezy rozplanowany przejrzyście, intuicyjnie rozmieszczone punkty strefy zmian, biura zawodów. Uciąłem komara na jakąś godzinkę przed startem. Drzemką tego nazwać się nie dało, plątające się sny co chwila podnosiły moje powieki. W dodatku za mną bezsenna noc, co na co dzień nie ma miejsca, z uwagi, ze jestem prawdziwym śpiochem. Tak czy inaczej, adrenalina, podnosząca moc przed zawodami, zdała egzamin, szybko się wybudziłem, by rutynowo przygotować się przed startem, nasmarować oliwką, włożyć piankę, ruszyć w stronę strefy startu. Moja pierwsza myśl? Czy woda jest nagrzana, czy ciepły wrzesień a'la gorący lipiec pozwoli w komforcie pluskać się przez 475 m w jednym z 8 najgłębszych jezior w Polsce? Trzeba było o tym zapomnieć.
   Minuty do startu mijały jedna za drugą, a nim się obejrzałem, już płynąłem rozgrzewkowy odcinek zerkając na oddalający się brzeg plaży. Grząskie, muliste dno, to tylko wstęp. Gdy się płynie o tym się nie myśli. Kilka machnięć kraulem, już trzeba wracać.

Standardowo: Gdzie jest Wally? źródło: triathlonpl.com
 Po drodze spotykam Wojtka, tego dnia zamiast w piance nietypowo w roli dopingującego, oraz Olę poprawiającą swój rekord na dystansie 1/8 IM. Przybijam 'piontke' z odnalezionym Piotrkiem z Nadaktywnych (cóż ciężko się znaleźć gdy tłum batmanów :-) START!

Bo startować można na różne sposoby... źródło: triathlonpl.com

  Pralki zero, płynie się luźno, swobodnie, oddech w miarę opanowany. Zawsze na początku miałem z tym kłopoty, teraz (już 5 start tri) było spokojnie, płynnie, bez spiny - jak przypomnę sobie MP w Suszu to czuję się niczym pojedynczy widz na rozległej sali kinowej. Mijam jedną bojkę, wdech-wydech, drugą.

źródło: triathlonpl.com
   Pozostaje tylko płynąć do brzegu by osiodłać dwukołowego rumaka. Wyjście z wody mam dynamiczne, nie kręci mi się w głowie, co też się zdarzało. Wiadomo, że błędnik nie za dobrze znosi kręcenie głową w pozycji horyzontalnej, czyli kraulowej, czyli jeśli nie pływałeś zrób sobie test i zobacz jak się będziesz czuł leżąc na sucho na plaży i co chwila przekładając głowę w obie strony :) 475 metrów to jest sprint, a dla niektórych pływaków przystawka. Dla mnie w porównaniu do startów w 750 m wody w dystansie sprint spora różnica i duża rezerwa energetyczna, pomimo, że to tylko kilka minut, a na treningach nie raz robiłem sesje po 1.5-2 km.
  Strefa zmian. Okulary, kask, buty rowerowe, no, przyda się jeszcze wziąć rower :-) Wylatuję jak z procy, nadrabiać 15 pozycję z wody (z 86-ściu). Już na siodle, mijam kładkę, ścieżkę rowerową, jestem na ładnej asfaltowej patelni.

źródło: triathlonpl.com
   Szybko przyjemna sceneria po wyjeździe z osiedla zamienia się w Wyspę Tajemnic. Nie wiesz jaki tor jazdy obrać, bo na rowerze trzymać prawej strony wg. regulaminu należy, a prawa wyszczerbiona jakby szeregowy Mietek pomylił drogę z poligonem i czołgiem niechcący przejechał. Trochę środkiem, trochę lewą, do prawej raz! Jak prawa się poprawi... Co by nie było za przyjemnie, oprócz wybijającego ósemki pobocza, namiętnie pojawiające się górki, pagórki. Jak ciasto ze śliwką... dobrze, że nie pod okiem, od kierownicy. Jak tu złapać rytm? Z tej wątpliwości wytrąciła mnie pszczoła. Tak. Zginęła na moim kolanie, a ja odruchowo strącając ją musiałem wczuć się w rolę serialu Sekrety Chirurgii za pomocą palca wskazującego i kciuka wyciągając żądło pozostawione w nagłym spadku po miodnej. A, że tak nieskromnie się pochwalę niedawno wspomagałem dotację na rzecz badań pszczół. Pewnych rzeczy nie da się uniknąć, więc, żeby wyrównać bilans natury, moje prawe kolano nabrało malinowego koloru i urosło jak wspomniane ciasto (niekoniecznie ze śliwką). Nawrotka.
źródło: triathlonpl.com
  Nie wiem czy mój czasomierz wydłużył, czy dystans tak wymierzony, czy slalomowy tor jazdy. W każdym razie, było ponad ok 12 km przy nawrocie. Tempo mocno średnie, 34 km/h. Chcę już odpuścić, widzę zawodników mijających mnie na rowerach czasowych. Postanawiam jednak dalej utrzymać to tempo, z uwagi na więcej zjazdów na drodze powrotnej. Mijam Mariusza, jadącego drugą pętlę na rowerze dystansu 1/4 IM. Pozdrowienia i żeby nie było za luźno i przyjaźnie kolejna górka wypalająca dwugłowe mięśnie ud niczym kowal podkowę. Rower mija szybko i całkiem beztrosko. Nogi mam nieco dobite, tlenowo czuję się bardzo dobrze. Strefa zmian.
Na stojakach jakieś 12-15 rowerów, jak się okazuje, jestem 14-sty w stawce. Co robić? GRZEJĘ!

źródło: triathlonpl.com
  Biegnę co tchu, Grzesiek z Nadaktywnych dopinguje: Dawaj Kamil poniżej 4 minut na km. Super! Podziałało to na mnie jak płachta na byka. Szybko dotruchtałem do zawodnika z dystansu 1/4 - biegł b. mocno, pozdrawiam go z tego miejsca :) pozwolił mi utrzymać i rozhulać mocne tempo 3:40 min/km przez pierwsze 1.5 km. Gdyby nie ten zawodnik, kto wie czy miałbym motywację do samodzielnej pogoni. Biegnie mi się dobrze. Czuję luz, czuję się swobodnie. Lekka bryza od strony jeziora ostudza gorejącą nieco głowę. Drzewa, niczym parawany dają zbawienny cień. Chce się biec! Od nawrotki postanawiam pędzić dalej tym tempem. Kolumna biegaczy coraz rzadsza.

źródło: triathlonpl.com
  Wypatruję numeru o czarnym kolorze (w tym kolorze startował mój dystans, w czerwonym dystans 1/4). Nikogo nie ma. Aż tu nagle, za wirażem dostrzegam z oddali balon, słychać stłumiony głos spikera... Hmm jestem w pierwszej 10 na pewno, ale który?! Doganiam jeszcze zawodnika w biało-czerwonym stroju, pędzę co tchu. Kibice Nadaktywnych przy ostatnim długim zakręcie, a wśród nich krzyczy Julek: 'Dajesz Kamil, jesteś piąty, goń następnego!'

źródło: triathlonpl.com

  Podziałało to na mnie jak hasło z reklamy znanego napoju energetycznego. I te skrzydła mnie niosły. Widziałem 4-ego zawodnika, oglądającego się w moją stronę... Dokręcam śrubę, mięśnie czworogłowe ud są jak mięcho oddzielone mechanicznie od kości. Czuję każdy mięsień, mam dość szaleńczego tempa... Jednak dobiegam... Cały i zdrowy na 5 miejscu!

źródło: triathlonpl.com
  Szybko dowiaduję się jednak, że w kat wiekowej jestem TRZECI!
Moje marzenie o podium w triathlonie staje się rzeczywistością!
Bieg natomiast kończę w najlepszym czasie!

źródło: triathlonpl.com
  Dawno nie byłem w tak pozytywnym szoku, mimo, że za sobą mam już ponad 50 startów we wszelkiej maści zawodach, głównie biegowych, to podziałało na mnie jak magiczna różdżka, pstryknięcie palca wyzwalające najlepsze emocje, dla których warto w życiu żyć i przeżywać takie chwile. Kiedy nie spodziewasz się niczego, a zaskakujesz się tym co najlepsze!

fot. Mariusz Jurczewski
Pozdrawiam sportowe świry i do usłyszenia! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz