wtorek, 11 października 2016

Strach się bać - jak lęk zamienić w siłe!

   Sierpień 2011, jez. Studzieniczne, woj. Podlaskie. Środek jeziora, chwiejna łódka, z piątką osób na pokładzie oraz dwiema wędkami. Płyniemy na tym pokładzie, a w między czasie jest wesoło, beztrosko, biesiadowo. Pomruk delikatnego wiatru, dźwięk wody odbijającej się od krawędzi łódki.
  Całość rejsu poprzedzała wieczorna impreza, tak się złożyło ilość tematów do rozmowy narasta wraz z głębokością przepływanego jeziora. Co ma piernik do wiatraka? A no to, że w tym momencie boję się wypływać, pływać, być w w wodzie gdzie stopy nie dotykają dna. Gdzie nie mam kontroli nad sytuacją, bo pływać umiem jedynie żabką prezydencką. Gdzie jak z naszej łódki wystają kawalerzy niczym dojrzałe kiełki z parapetowej doniczki - dosłownie - jest przeładowana, stąd podkręcam się jeszcze bardziej w obawach, myślach, że coś złego się stanie. Nie szkodzi to jednak aby wspólnie w myśl grupowej odwagi zrobić coś spontanicznego i wypłynąć tam, gdzie w razie wywrócenia łódki jest 'po ptokach' - przynajmniej w moim odczuciu.
  Z całego tego rozentuzjazmowanego (lubię to słowo) towarzystwa czułem się jak słoń w składzie porcelany. Lekko mówiąc wyglądałem nieswojo, a w środku roznosił mnie potworny lęk. Jak dorosły facet może czuć coś takiego? Przecież jestem na bezpiecznej łódce! To się nie mieści w głowie! Jeśli miałbym porównać wrażenia z filmu 'Demon' (thriller polski - polecam) to w wyobraźni kręciłem jego sequel! Sparaliżował mnie nieracjonalny strach, czułem, że narasta z każdą chwilą, a ja nie mogę nad nim zapanować... Jakie było moje zażenowanie, gdy koledzy zaczęli podkręcać atmosferę, roztrząsać tą łódką... Czułem się z tym okropnie...
Taki zestrachany wody byczek ze mnie był :P
   Macie takie zdarzenia w życiu które w mniejszym/większym stopniu odbijają na Was piętno? Czujecie wówczas pewną rysę na poczuciu wartości? Tego dnia nie wiem jak sobie z tym radzić. Jaka ulga, gdy wysiadłem dumny jak paw z Arki Noego po powrocie na ląd. Ulga i żenua (jako powszechnie znane francuskojęzyczne określenie) na splot zdarzeń o których chcielibyśmy zapomnieć.
  Październik 2011 pierwszy przełom. Zapisuję się na kurs młodszego sternika motorowodnego, tj. kurs po którego ukończeniu mamy uprawnienia do sterowania łodziami motorowymi 'motorówkami'. Poznaję teorię, ciekawe historie na wykładach o wyprawach żeglarskich, wilkach morskich, 'kisielku' jako ulubionej żeglarskiej pozycji menu - 'dumny paw' zamieniamy na 'paw' jako formę wyrazu resztek pokarmu wskutek zgwałconego błędnika przez kołyszącą się długodystansowym rejsem łódź. Szybko postanawiam przyswoić teorię. Pierwsza godzina praktyczna pływania w połowie października na zalewie dojlidzkim, temperatura powietrza jakieś 6 stopni. Czuję stresa jak stąd do Neptuna, gdzieś w okolice tej planety, Neptuna zaś, jako mitycznego boga wody w tym momencie wezwałbym aby usiadł mi na ramieniu i wbił do głowy oprogramowanie pt. "zrobię to". Nauczyłem się kilka rodzajów węzłów cumowniczych, ratowniczych, znaki i zasady w ruchu wodnym itd. Postanawiam odrazu zrobić patent starszego sternika. Po egzaminie teoretycznym, był praktyczny, oba zaliczone! Hurra!*
  Listopad 2013 pierwsza nauka pływania. Zapisałem się na doskonalenie pływania. Pierwsze zajęcia - po wypłynięciu na basenowe 3 metry paraliż. Daję radę przepłynąć dwa baseny, kiedy tydzień wcześniej przebiegam Maraton. Coś mi tu nie gra. Po kilku lekcjach czuję rezygnację...  ramiona, nogi w miarę zaczęły układać się do kraula, ale ja nadal czułem się w wodzie nieswojo. Trzy miesiące później jednak dałem radę przepływać 30 basenów! Czułem się jak następca Neptuna :)
 Grudzień 2014 filmik z Ironman na Hawajach:


 Oglądałem to jakieś kilkadziesiąt razy i nigdy mnie nie znudzi. Cały czas wywołuje we mnie wzruszenie. Gdzieś w głowie kiełkuje myśl... może triathlon?
 Kwiecień 2015 zapisuję się do Stowarzyszenia Nadaktywni o profilu triathlonowym. Szlifuję pływanie.
 Czerwiec 2015 zapisuje się na Triathlon w Białymstoku. 750m pływania/20 km rower/5 km bieg.  Triathlon ukończony, kiełkujące marzenie spełnione!


 Czerwiec 2016 biorę udział w Mistrzostwach Polski w Triathlonie w Suszu na dystansie sprint zajmując 68 miejsce.
 Sierpień 2016 przepływam jezioro Studzieniczne wpław. Koledzy na łódce, a ja płynę kraulem, 750 metrów za mną... 20 metrów głębokości pode mną, a tam dno i wodorosty brr :)


  Teraz cofnijmy się do 2011 roku na wodzie. Gdzie strach, lęk panował nade mną, a jedyną drogą przeskoczenia go było starcie, pełne zaciskania zębów, walk w głowie. Często pewnie niepotrzebnych. Dzisiaj mówię sobie w myślach, że 'zrobię to, bo oczekuję najlepszego' i to robię.
  Irracjonalność obaw zdumiewa mnie po dziś dzień ilekroć myślami wrócę do tamtych czasów. Dzisiaj to jest melodia przeszłości, za mną już 6 triathlonów w tym, w Ełku 3 miejsce w kat. wiekowej. Za mną Jakieś 100-200 kilometrów przepłyniętych w basenie i wodach otwartych. W planach na kolejny sezon start w triathlonie na dystansie 1/4 IronMan - 950 m pływania/45 km rowerem/10.5 km biegu. Dobra, koniec uprawiania auto-wazeliny. Przejdźmy teraz do sedna.

   Na tym przykładzie drogi czytelniku pokazuję Ci, że wszystko jest w Twojej głowie, jak decyzja o tym, czy przebiegniesz maraton, skoczysz na bungee, pojedziesz w tripa rowerem wzdłuż polskiego wybrzeża, wyrwiesz ósemkę, wyciśniesz 200 kg na klatę, nauczysz się lepić pierogi, albo łowić karasie. Nie ma dużych i małych lęków. Nie ma żadnej miary aby te lęki oceniać, klasyfikować. Jedynie Ty sam to czujesz, wiesz co Cie przerasta, głęboko w sercu pragniesz się z tym zmierzyć, czujesz, że wystarczy krok. Robisz to, to są Twoje małe sukcesy które Cię budują.


  Dlatego... pozwól sobie zostać architektem, wyobraźnię zamień w rzeczywistość i działaj bo najlepsza chwila by zacząć budować właśnie się zaczęła :)
 Zanim cały ten przełom nastąpił, pewnego wieczoru pełnego zamyślenia powiedziałem sam do siebie:

Orły przelatują nad zwątpieniem, więc opuszczaj gniazdo i do dzieła!

*od tego czasu, do dzisiaj ani razu nie miałem okazji popływać motorówką :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz