Godz 9:25: stoję już na starcie. Momenty przed sygnałem do odpalenia turbo w nogach. Komputer w głowie zupełnie wyłączył przedstartowe napięcie, co ciekawe nie było go też na długie godziny przed. Chwilami zastanawiałem się 'gdzie się podziały tamte prywatki' ;-). Niepotrzebnie, III wyścig biegowy miał widocznie taki być. Na luzie, bez nerwów, piętrzących się wizji pokonywania trasy i skupienia się na tym by pobić najlepszy czas z 22 września (42min i 15 sek).
9:30 Wystartowaliśmy.
Odcinek startowy Rynku Siennego. |
Wracając na trasę. Moje tendencje do rzucania okiem na wskazania pulsometra wygasły (najwyższa pora bym bardziej wyćwiczył 'niezależne' wewnętrzne wyczucie tempa). Odruch sprawdzania jego wskazań znów się odezwał na 2 kilometrze, a ja podnosząc głowę z powrotem musiałem wykazać się refleksem by nie zaliczyć dzwona ze słupem oświetleniowym - cała trasa prowadziła przez ścieżki rowerowe i chodniki nierzadko zasiane tymi 'metalowymi drzewkami'.
Wiedziałem, że szybkość biegu jest z lekka za mocna. Luzowałem na zbiegach (ul. Hetmańska, po minięciu stacji BP), by się zanadto nie wystrzelać. Postanowiłem utrzymać prędkość biegu.
Zauważyłem, że foto-radarowcy porozstawiani byli z częstotliwością co 1.5 km, jakby pełnili podwójną rolę - punktów kontrolnych, zamiast oznaczeń :)
Pierwszy długi podbieg (przed 5 km) ciągnął się niczym najnudniejszy wykład świata. Nuciłem sobie wtedy w głowie jeden ze słuchanych utworów. Połówka już za mną. Cały czas do przodu. Wrócę teraz do opisu z poprzedniego posta. Trasa to nie był lej - to był wielbłąd dwugarbny, z podbiegiem (garb nr I ) na Carrefour przy Zielonogórskiej i garb nr II na ul. Sikorskiego.
Na drugim garbie wielbłąda - mijam wymagający podbieg, ciemne chmury za plecami i do końca już z górki. |
Dobiegam w okolice PG 6, gdzie umiejscowiona była meta. Przed ostatnim wirażem przeganiam jeszcze Pana z koszulką Ironman. Widzę już że złamanie 42 minut nastąpi, pytanie ile jeszcze wyżyłuję na finiszu. Mijam zakręt. Na horyzoncie już meta. Piłuje ile mocy zostało. Po chwili okazuje się że napis META umieszczony jest za kolejną nawrotką, 400 m - kiedy ja już uderzam w tempo sprinterskie... Ostatnie metry: jeszcze kilka osób podrywa się do rywalizacji ze mną. Jednak ja idąc za ciosem od 5 km, nieustannie poddawałem się procesowi wyprzedzania.
Sprinterski pierwiastek okazał się niezbędny by być lepszym o te kilkanaście kroków... :) |
Życiówki z Danielem pobite. Pamiątkowe buławy w dłoń, do dalszego bicia rekordów. |
Losowanie nagród jako ostatni etap imprezy. Kije bilardowe do wygrania (!?) - inaczej mówiąc koło jest, rower dokupić można z czasem ;). Spiker wywołuje mój nr, ochoczo podążam po odbiór nagrody. W gąszczu kijów bilardowych, odnalazłem pas na bidon z kieszenią, w który w ostatnim czasie chciałem się zaopatrzyć. Po chwili podchodzi do mnie jeszcze starszy Pan częstując karnetami na darmowe godziny bilarda. Uzbierało się fantów :)
Fanty upolowane na Biegu Niepodległości |
Tego dnia miałem również okazję utwierdzić się w przekonaniu, o którym często zapominam. Dobrze jest przestać analizować, odpuścić rozważania, pozwolić by myśli poszły sobie na bok, by wszystko płynęło samo w swoim właściwym rytmie. Do CELU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz