sobota, 22 lipca 2017

Nie obyło się bez przygód... czyli Triathlon Nieporęt na dystansie 1/8 Ironmana

Specialized Triathlon Series Nieporęt (16.07.2017) 
Start na dystansie 1/8 IM (2 z 3).


Jak to zwykle u mnie nie obyło się bez przygód... 

 
fot. Bikelife

   Pływanie (475 m) w zalewie Zegrzyńskim na wzburzonej tafli wody... <tu pozdrowienia przepływającym nieopodal łódkom>, niemal 200 osób na starcie. To nie mogło się skończyć bez pralki. Na początku ławica dorszy płynęła na pierwszą z czterech bojek. Całe szczęście zagęszczenie pływaków w wodzie szybko się rozrzedziło i spokojnie można było kontrolować oddech (a jeśli nie żwawsza praca nóg pozwalała na to ;).
Końcówka etapu pływackiego - do strefy zmian - dłuuugie wyjście, spokojnym brzegiem. Można było się zmęczyć samym tym etapem :) Woda - 10 miejsce.

fot. Bikelife
   Rower (22.5 km) - początek po kostce brukowej rodem z PRL-u, dalej już patelnia - asfalt gładziutki, równiutki, tak, że chciało się jechać. Wszystko super, gdyby nie fakt, że noga tego dnia, nie podawała mi najlepiej. Czułem się dobrze rozgrzany, jednak nie mogłem wejść na wyższe obroty. Nogi szybko ulegały zakwaszeniu. Pozostała mi jedynie jazda z wysoką kadencją - bez siłowania się. To pozwoliło do nawrotu dojechać z dużą rezerwą, a pozostałą część dystansu dać w gaz ile fabryka dała.


fot. Bikelife
  Sęk w tym, że tego nie dała nie za wiele, bo o ile na rowerze pruje zwykle co sił, tak jakoś tego dnia brakowało mi rezerw, mimo, że czułem się dobrze. Dałem się objechać jednemu kolarzowi, próbowałem też złapać kontakt, aby nie odjechał za daleko. W tym samym momencie lekkie skurcze zaczęły dawać o sobie znać...
-No nie! - pomyślałem, zrobię wszysko, aby dowieźć dobre miejsce do mety! Z roweru schodzę z 11 czasem.

fot. Bikelife

    Bieg (5.25 km). Moje obawy - jak to będzie po męczącym rowerze? Mięśnie nóg miałem poszatkowane przez ok 3-4 minuty. Szybko złapałem tempo i biegłem już poniżej 4:00 min/km. Pośród rozłożystych drzew, rześkiego powietrza masującego płuca wyprzedzałem kolejnych i kolejnych biegaczy. Wtedy usłyszałem szybkie tup, tup, tup... Ktoś mnie wyprzedza! Chwila, moment, do tego nie byłem przyzwyczajony... Gonię go! Tempo na zegarku poniżej 3:30 min/km. Nie zważam na to, bo jakoś lepiej mi się goni 'króliczka', aniżeli samemu nadaje tempo, kolejny km 3:32 min/km... cały czas mocno!


Kanapowi kibice, ja gdzieś na drugim planie. fot. Bikelife
  Wtedy na nawrotce dostrzegam bezpośredniego rywala z kat. wiekowej. Stawiam za cel dogonienie go, a mam jakieś 500 metrów do nadrobienia. Szybko biorę się do roboty... i już po kilku minutach przybijam mu pionę. Mijamy się i dalej próbuję gonić zawodnika z miejsca 1 w mojej kategorii. Mijam tak 2 kolejnych z kategorii Open. Przed samą metą doganiam 5 zawodnika i 5 sekund przed linią i spikerem dziękującym za udział wpadam na miejscu 4-tym z czasem 1:10:55 h, ze stratą 30 sekund do 1 miejsca w kategorii. Niby coraz bliżej, ale ciągle nieco brakuje.
Mam nadzieję, że na Specialized Triathlon Chodzież 13.08 powalczę o 1 miejsce! Do nadziei jednak, trzeba dołożyć jednak jeszcze więcej zaangażowania na treningach!
A jeśli nie w tych zawodach, to jest szansa tego samego dnia na zwycięstwo w Generalnej klasyfikacji, ponieważ mam 51 sekund przewagi nad 2-gim zawodnikiem...
Mimo skurczy na rowerze, pobiegłem 5.25 km w 18:59 minuty, z czego jestem dumny.

Radość jest, jest!
4 miejsce z 172 w kat. Open, 2 miejsce w kat wiekowej.
Rozkład czasów: Pływanie 10, rower 11, bieg 3ci.
Co ciekawe pierwszy raz popłynąłem lepiej niż pojechałem.

Piwo z puchara smakuje inaczej :)

Niech moc endorfin jakich doświadczyłem będzie z Wami!